Historia ukraińskich wyborów prezydenckich jest niezwykle barwna. Temat Ukrainy pojawił się na ustach całego świata za sprawą pomarańczowej rewolucji. W 2004 r. odbyły się najgłośniejsze wybory prezydenckie w historii kraju. Główni kandydaci – Wiktor Juszczenko (kandydat prozachodni) i Wiktor Janukowycz (kandydat prorosyjski) stanęli w szranki i ten drugi, dzięki fałszerstwom na dużą skalę wygrał drugą turę wyborów. Sąd Najwyższy unieważnił wyniki głosowania ze względu na liczne przypadki wpływu na proces wyborczy[1]. Ludzie widząc fałszerstwa zaczęli wychodzić na ulicę, w taki sposób narodziła się pomarańczowa rewolucja. Manifesty i decyzja Sądu Najwyższego Ukrainy doprowadziły do przeprowadzenia trzeciej tury wyborów i zwycięstwa Juszczenki. W 2010 r. o fotel prezydenta walczyli Wiktor Janukowycz oraz ówczesna premier Julia Tymoszenko. Wybory zakończyły się zwycięstwem Janukowycza, który po roku uwięził swoją rywalkę.
Poza wymiarem formalnym, inauguracje prezydentów Ukrainy mają charakter symboliczny. W 2005 r. Wiktor Juszczenko miał wypuścić w niebo białe gołębie z pomarańczową wstążką. Gołębie długo nie unosiły się w niebo, co stało się symbolem niespełnionych nadziei - po 5 latach niegdyś bohater narodowy nie dostał się nawet do drugiej tury. W 2010 r. przed kolejnym prezydentem zamknęły się otwarte drzwi w parlamencie ukraińskim, do którego sali plenarnej akurat wchodził (wartownicy otworzyli drzwi, jednak te się zamknęły w momencie przejścia przez nie Janukowycza). Po 4 latach rządów prezydent musiał uciekać z kraju przed rewolucją. W trakcie inauguracji następnego prezydenta, tuż za głową państwa runął na ziemię jeden z żołnierzy warty honorowej. Wielu traktowało ten znak jako koniec działań wojennych, ale tak się nie stało. Mimo wysokiego poparcia, prezydent w następnych wyborach przegrał z niedoświadczonym komikiem. W tym roku również nie obeszło się bez symboliki – w trakcie inauguracji na ziemi wylądowała legitymacja prezydencka Zełenskiego.
Jeszcze pół roku temu ukraińska opinia publiczna była przekonana, że następnym prezydentem Ukrainy zostanie Julia Tymoszenko. Sondaże pokazywały 20 proc. poparcia i znaczącą przewagę nad innymi rywalami[2]. W noc sylwestrową, 5 minut przed nowym rokiem, kiedy tradycyjnie na ekranach widzów pojawia się orędzie prezydenta, na kanale 1+1 pokazano wideo z inną osobą – Zełenskim, który ogłosił, że będzie kandydował w wyborach o fotel głowy państwa w 2019 roku.
Za początek kampanii wyborczej można traktować pierwsze forum Julii Tymoszenko dotyczące nowej konstytucji, które odbyło się 15 czerwca 2018. Rozmowy na spotkaniu toczyły się wokół zmiany ustroju państwa z republiki parlamentarno-prezydenckiej na republikę parlamentarną typu kanclerskiego, gdzie głową państwa jest premier, a prezydent jest wybierany w parlamencie. Od tego momentu główni aktorzy sceny wyborczej – Poroszenko i Tymoszenko – zaczęli reklamować się w całym kraju (mimo tego, że oficjalna kampania wyborcza startowała 6 miesięcy później). W związku z tak wczesnym początkiem kampanii, osoba byłej premier i jej hasła przestały działać i się wyczerpały. Pomimo kosztownej kampanii wyborczej i programu, który poruszał problemy ustrojowe i instytucjonalne, żelazna dama ukraińskiej polityki nie dostała się nawet do drugiej tury.
Można w tym upatrywać fiasco Tymoszenko i końca jej kariery, gdyż już po raz trzeci przegrała wybory. Jednak interesujące jest zachowanie kandydatki po pierwszej turze - nie poparła żadnego kandydata, ale w czasie rozgrywania się komedii pt. „debata na stadionie” (do której jeszcze wrócimy) i kłótni pomiędzy Poroszenką a Zełenskim, Tymoszenko w tradycyjnym dla siebie stylu przemówiła do Ukraińców mówiąc, że takie zachowanie kandydatów jest niepoważne, dając tym samym do zrozumienia, że kiedy skończą się batalie dwóch rywali, ona wkroczy do gry i uratuje kraj przed katastrofą[3].
Kampania wyborcza była walką czarnego PR-u, który był realizowany za pomocą instrumentów medialnych – głównie informacyjnych stacji telewizyjnych. W kreowanym przez kanały proprezydenckie przekazie oponenci Poroszenki byli nazywani „agentami Kremla”, co było elementem kreowanego obrazu swojego patrona jako jedynego ukraińskiego kandydata. Zełenski został określony mianem „narkomana” i „klauna”, a kandydatkę Tymoszenko okrzyknięto „moskiewską agentką” i jej udział w kampanii określono jako „ostatnią szansę babci” – Lady Ju od 22 lat jest obecna w ukraińskiej polityce.
Znamion przekupstwa można dopatrywać w decyzji o jednorazowym wypłaceniu subsydiów na opłaty za gaz, a także w wypłaceniu trzynastej emerytury. Ponadto dziennikarskie śledztwa ujawniły tzw. „siatkę wyborczą” – schemat podobny do piramidy finansowej[4]. Osoby były przyjmowane do quasi-organizacji pozarządowej, która popierała ówczesnego prezydenta. Zarobek zależał od liczby godzin pracy, a także od liczby osób przyprowadzonych do danej organizacji. Wynik wyborów jest znany – kolosalne sumy nie pomogły wygrać, jedynie pozwoliły zainteresowanemu przejść do drugiej tury.
Jeszcze przed głosowaniem w pierwszej turze doszło do nietypowego dla Ukrainy ruchu – mowa o połączeniu sił na demokratycznym skrzydle areny politycznej. Mało popierani kandydaci, w tym Andrij Sadowy (burmistrz Lwowa, cieszący się ok. 2.4 proc. poparcia[5]) zrezygnowali z kandydowania na rzecz Anatolija Hrycenki (ministra obrony w latach 2005-2007). Taki ruch miał gwarantować przepustkę do drugiej tury, jednak okazał się nieskuteczny – Hrycenko zajął 5. miejsce z poparciem na poziomie 6,91 proc. głosów. W danym wypadku oczywistym wydawałoby się poparcie Julii Tymoszenko, która poglądowo jest zbliżona do Hrycenki. Taki ruch mógł gwarantować byłej premier wejście do drugiego etapu wyścigu o fotel prezydenta, gdyż różnica między nią a ówczesną głową państwa wynosiła ponad 2 punkty procentowe.
Na prorosyjskiej flance również doszło do zawarcia sojuszy. Wadym Rabinowicz poparł Jurija Bojkę, co skutkowało ostatecznym wynikiem na poziomie 11 proc. głosów wyborców. W drużynie Bojki nikt nie liczył na wygraną, jednak wynik wyborów pokazał poparcie, na które partia Opozycyjnya platforma – Za żyttia może liczyć podczas wyborów parlamentarnych. W 2014 r. ułamki Partii Regionów Janukowycza połączyły się w Opozycyjny blok, który po 4 latach podzielił się na dwie części – tę popieraną przez oligarchę Dmytra Firtasza (Opozycyjna platforma – Za żyttia) i tę popieraną przez oligarchę Rinata Achmetowa (Opozycyjny blok - Partia Pokoju i Rozwoju)[6]. Warto odnotować, że do rady politycznej partii Za żyttia (części Opozycyjnej platformy) został powołany Wiktor Medwedczuk – były szef administracji prezydenta Kuczmy i wicemarszałka Rady Najwyższej Ukrainy, ojcem chrzestnym którego córki jest Władimir Putin. W czasie kampanii wyborczej Jurij Bojko i Wiktor Medwedczuk spotkali się nawet z premierem Rosji Dmitrijem Miedwiediewym w Moskwie (w warunkach toczącej się wojny rosyjsko-ukraińskiej).
Ciekawym jest fakt, że na prorosyjskim skrzydle figurował drugi kandydat – Oleksandr Wiłkuł (jako kandydat od drugiej części Opozycyjnego bloku), który zdobył 4,15 proc. głosów. Gdyby dodać wyniki głosowania w pierwszej turze Bojka i Wiłkuła, to suma wynosiłaby prawie tyle samo, co poparcie Petra Poroszenki. To pokazuje jedno – rewanż prorosyjskich sił na Ukrainie jest tylko kwestią czasu. Najnowsze sondaże preferencji pokazują, że Opozycyjna platforma z Bojkiem, Rabinowiczem i Medwedczukiem na czele ma drugi wynik, co jest poważnym zagrożeniem dla proeuropejskiego systemu politycznego Ukrainy[7]. Umieszczenie w konstytucji proeuropejskiego i proatlantyckiego wektora Ukrainy, który wcześniej był oceniany jako gest wyłącznie PR-owy ze strony ugrupowań popierających Poroszenkę, w obecnych realiach nabiera innego znaczenia – jest pewnego rodzaju zabezpieczeniem przed ewentualnymi próbami zmiany kursu geopolitycznego państwa.
Po pierwszej turze wyborów zwycięstwo Zełenskiego było tylko kwestią czasu (ponad dwukrotna przewaga w pierwszej turze jednego kandydata nad drugim). W ramach „karnawalizacji procesu” kandydat wezwał Poroszenkę na debatę na stadionie olimpijskim w Kijowie. Cała sprawa nabrała wydźwięku show politycznego, gdyż przed dyskusją kandydaci wymieniali się wezwaniami w postaci filmików w mediach społecznościowych i nawet zrobili badania krwi. Debata prezydencka na stadionie to nowość nawet w skali świata, wydarzenie przykuło ogromną uwagę ze strony światowych mediów.
Kandydat Zełenski przez całą kampanię był oskarżany o współpracę z oligarchą Igorem Kołomojskim, byłym właścicielem Prywatbanku, jednego z największych banków w Ukrainie, który został znacjonalizowany w 2016 r., co skłoniło oligarchę do wyjazdu za granicę. Podejrzenia o relacje między tymi dwoma osobami nie są bezpodstawne. Kołomojski jest właścicielem stacji 1+1, która w trakcie kampanii pełniła rolę głównego kanału komunikacji kandydata Ze ze światem. Ponadto liczne fakty spotkań, a także obecność ludzi oligarchy w otoczeniu Zełeńskiego wskazują na związki z monopolistą, który kilka dni przed inauguracją nowego prezydenta wrócił z emigracji. Obawy rodzi też fakt popierania nowego prezydenta przez starych polityków reżimu Janukowicza, który po inauguracji zaczęli również wracać na Ukrainę.
Po zwycięstwie Zełenskiego pojawił się problem – deputowani długo nie byli w stanie ustalić daty inauguracji, gdyż istniało prawdopodobieństwo rozwiązania parlamentu. Zgodnie z ukraińskim prawem nie może ono nastąpić 6 miesięcy przed końcem kadencji poprzedniego parlamentu, czyli 27 października. Rada Najwyższa Ukrainy nie może być rozwiązana w trakcie procesu tworzenia się koalicji, na który parlament ma 30 dni. W tym celu 17 maja partia Narodnyj Front opuściła większość (która de facto nie istniała od 2016 r.), tym samym blokując możliwość przedterminowego zakończenia kadencji parlamentu, gdyż jedynie po upływie miesiąca, jeżeli posłom nie uda się sformować nowej koalicji, prezydent może rozwiązać Radę Najwyższą Ukrainy. Inauguracja wyznaczona na 20 maja umożliwiła Wołodymyrowi Zełenskiemu przedterminowe zakończenie kadencji parlamentu (21 maja głowa państwa podpisał odpowiedni dekret i wyznaczył wybory na 21 lipca). Deputowani frakcji Narodnyj Front ogłosili, że decyzja prezydenta zostanie zaskarżona w Sądzie Konstytucyjnym Ukrainy.
Pojawia się pytanie o sens takiej decyzji. Ustanowienie przedterminowych wyborów blokuje możliwość zmiany kodeksu wyborczego i zmiany systemu wyborczego z mieszanego (większościowo-jednomandatowego) na proporcjonalny. Zmiana modelu głosowania jest jednym z kluczowych oczekiwań Ukraińców, gdyż kampanie w okręgach jednomandatowych są zawsze związane z kupowaniem głosów wyborców. Dwa miesiące to zbyt krótki okres czasu, żeby implementować nowe przepisy, co oznacza wybory według starego systemu. Społeczeństwo obywatelskie nie raz wypowiadało się o potrzebie zmiany modelu wybierania posłów, gdyż to właśnie parlament jest głównym obiektem krytyki i poligonem do rozgrywek korupcyjnych.
W danej sytuacji wydawać by się mogło, że najbardziej logicznym ruchem jest dokończenie kadencji starego składu poselskiego. Wybory parlamentarne były zaplanowane na jesień br., w związku z tym w poprzedzającym je okresie można by zmienić i implementować nowe prawo. W decyzji Zełenskiego można zauważyć pobudki polityczne – nowy prezydent cieszy się ogromnym poparciem, które w naturalny sposób z każdym tygodniem będzie malało. Celem prezydenta są jak najwcześniejsze wybory, które zagwarantują wiele mandatów w nowym parlamencie – niektóre sondaże wskazują nawet 43,8 proc. poparcia[8], mogące zapewnić samodzielne rządy partii Sługa narodu. Pojawiają się jednak obawy o rządy partii, która nigdy nie była u władzy. Podobne obawy wywołuje prezydent, nie mający żadnego doświadczenia w pracy w sferze publicznej.
Analiza wyborów Ukraińców po raz kolejny pokazuje, że po rewolucjach ludzie oczekują na prezydenta, który szybko rozwiąże ich problemy. W 2005 r. takim kimś był Juszczenko, w 2014 - Poroszenko. Prezydent Zełenski musi się zmierzyć z poważnymi problemami - wojna w Donbasie, anektowany Krym, niski poziom życia, korupcja na wszystkich szczeblach władzy, opór systemu, zwrot długów zewnętrznych. Ogromne poparcie i nadzieja, która jest pokładana w nową głowę państwa wskazują na jedno - Ukraińcy po raz kolejny wybrali sobie mesjasza. Praktyka poprzedników prezydenta Ze pokazuje, że za niedługo to poparcie zmieni się w masową nienawiść.
aut. Stanisław Apriłaszwili
[1] https://www.pravda.com.ua/news/2004/12/3/3004986/
[2] https://www.bbc.com/ukrainian/news-46518464
[3] https://www.facebook.com/YuliaTymoshenko/videos/382461712359125/
[4] https://www.pravda.com.ua/news/2019/02/28/7207937/
[5] https://www.bbc.com/ukrainian/news-47399442
[6] https://vybory.pravda.com.ua/files/graph/oppositionblock/
[7] https://www.pravda.com.ua/news/2019/05/22/7215783/
[8] https://www.pravda.com.ua/news/2019/05/22/7215783/
***