Na początku roku stało się jasne, że szóste wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się w niezwykle trudnej sytuacji dla Aleksandra Łukaszenki. Jeszcze zimą, kluczowym dla Białorusi problemem okazało się stanowcze stanowisko Kremla - w Moskwie Mińsk aktywnie zachęcano do pogłębienia integracji, wykorzystując argumenty finansowe i energetyczne. Sytuację dodatkowo skomplikowała pandemia koronawirusa. Niechęć Łukaszenki do zatrzymania gospodarki (w tym z powodu konieczności zapewnienia wynagrodzeń pracownikom) nie uratowała gospodarki przed kryzysem, a ilość osób zachorowanych i umarłych z powodu Covid-19 cały czas rośnie.
W związku z powyższym, w tym kraju zaczęła wzrastać rola społeczeństwa obywatelskiego – zwykli obywatele, którzy nie interesowali się polityka zaczęli wierzyć w możliwość zmiany przewódcy, a poparcie obecnego prezydenta gwałtownie spadło. W tym kontekście na Białorusi zakazano prowadzenia sondaży politycznych. Akademia Nauk Białorusi uznała ankiety prowadzone przez media społecznościowe za sondaże polityczne, które wymagają specjalnej akredytacji w tym kraju. Wykształciła się sytuacja, w której przed wyborami prezydenckimi, nikt nie zna sondaży i poziomu poparcia kandydatów ponieważ oficjalne sondaże nie są przeprowadzane a inne są faktycznie zakazane.
W ciągu ostatnich 26 lat Aleksandr Łukaszenko de facto zniszczył tradycyjną opozycję w kraju. Na tle z nieusatysfakcjonowania polityką prezydenta przez większość obywateli, niniejsze wybory różnią się od poprzednich. Jednym z fenomenów tej kampanii jest opozycyjny bloger Siergiej Tichanowski, który nie mógł wziąć udziału w zbieraniu podpisów, ponieważ był pod 15-dniowym aresztem za udział w pikiecie przeciwko zorganizowaniu parady w dniu 9 maja. Tichanowski nie mógł samodzielnie złożyć wniosku do Centralnej Komisji Wyborczej, ale zamiast niego zrobiła to jego żona, Svetlana Tichanowska, której Komisja nie miała powodu odmawiać. Protesty w Grodnie doprowadziły do masowych aresztów, w wyniku których Siergiejowi Tichanowskiemu groziły trzy lata pozbawienia wolności za „zorganizowanie akcji grupowych, które rażąco naruszają porządek publiczny i pociągają za sobą oczywiste nieposłuszeństwo wobec uzasadnionych żądań urzędników państwowych”. Można jednak konstatować fakt, że bloger miał ogromny wpływ na przebieg kampanii. Po pierwsze, za jego sprawą pseudonim obecnemu prezydentowi został nadany słynny pseudonim – „Sasza trzy procent”. Pochodzi on z wyników jednych z ostatnich dozwolonych sondaży - opublikowanych w mediach internetowych. Chociaż takie sondaże wyraźnie nie są indykatywne, wobec braku innych sondaży nie ma dla nich alternatywy. Po drugie, Tichanowski pokazał, że przeciwnicy Łukaszenki nie są już mniejszością w kraju.
Kolejną cechą ostatnich wyborów jest udział kandydatów, którzy są pozornie zintegrowani z systemem władzy Łukaszenki. Chodzi tu przede wszystkim o byłego zarządzającego Belgazprombank - Viktorze Babariko. Babariko zabrał głos w obronie opozycyjnego blogera Tichanowskiego – z czego wystartowała jego kampania wyborcza. Sam bankier zaczął być uważany za głównego przeciwnika Łukaszenki. W dniu 18 czerwca Viktor Babariko został zatrzymany wraz ze swoim synem Eduardem i teraz przebywają w areszcie przedprocesowym KGB. Warto zaznaczyć, że Babariko zdążył przekazać niezbędne dokumenty do Komisji Wyborczej i teoretycznie, jeżeli będzie potwierdzona ich wiarygodność, będzie on mógł kandydować w wyborach prezydenckich znajdując się w areszcie przedprocesowym. W mediach wyraża się opinia, że Łukaszenko reaguje przy użyciu „jedynej znanej mu broni” - zatrzymywania ludzi, a uwięzienie blogera Siergieja Tichanowskiego i bankiera Wiktora Babariko ma wyraźnie „charakter polityczny i ma na celu uniemożliwienie obojgu liderom udziału w kampanii wyborczej”.
W kontekście ostatnich wydarzeń obywatele Białorusi wymyślili kilka obraźliwych pseudonimów dla Łukaszenki. Najbardziej znane to – „karaluch z wąsami” i „Sasza 3%”. Na które nawet sam Łukaszenko podczas swojej wizyty w Breście zareagował komentując, że są bardzo obraźliwe dla niego. W związku z aresztami protestujących osób – obywatele tego kraju znaleźli inne sposoby na ujawnienie swoich poglądów. Na przykład w różnych sklepach na Białorusi stały się niezwykle popularne trzy procent zniżki. Właściciele różnych przedsiębiorstw wyjaśniają zatem swoim klientom, kogo wspierają. Białorusini, którzy otwarcie nie popierają obecnego prezydenta nazywają siebie „97%”.
Dziennikarz i bloger Iwan Jakowina komentuą obecną sytację, że prezydent Białorusi Łukaszenko próbuje przestraszyć ludzi, ale oni się nie boją i nie rozchodzą. Nawet w małych miastach ludzie wychodzą na ulice, aby wyrazić swój protest, a policjanci coraz bardziej boją się ich tłumić, ponieważ wszyscy znają wszystkich – i mogą na nich się zemścić całą wioską. W większych miastach ludzie również nie przestają wychodzić”. Sytuację w Białorusi skomentował również Poseł do PE Michael Gahler (EPP), wyrażając zdanie, że jeśli Łukaszenko nie uwolni rywali politycznych i nie zapewni demokratycznych wyborów, UE może nałożyć sankcje na władze Białorusi.
Warto zauważyć, że w kontekście geopolitycznym m.in. w interesach Ukrainy jest zostanie przy władzy Łukaszenki. Taką opinię wyraził ukraiński dziennikarz Dmytro Gordon, który uważa, że rosyjski prezydent Władimir Putin ma urazę do Łukaszenki i spróbuje usunąć go z polityki, aby wzmocnić integrację obu krajów w ramach „panstwa sojuszniczego”.
Aleksandr Łukaszenko jest dyktatorem, który trzyma się swojej władzy i szuka sposobów zeby ja legitymizować. Oczywiste jest, że żaden dyktator nie zrezygnuje z władzy w drodze wyborów. Można się zatem spodziewać, że 9 sierpnia sytuacja się nie zmieni, a Łukaszenko po raz kolejny odniesie zwycięstwo. Z innej strony, wybory te mogą być początkiem nowego etapu życia politycznego na Białorusi oraz formowania i aktywizacji opozycji. Ostatnie wydarzenia pokazują, że poziom niezadowolenia z obecnego prezydenta osiągnął swój szczyt i istnieje nadzieja na nową walkę polityczną po wyborach. Stopień zmęczenia sytuacją i rządami obecnego prezydent, niezadowolenie z jego ostatnich decyzji w społeczeństwie białoruskim nie gwarantuje jednak przyszłych masowych protestów nawet w przypadku rażących oszustw wyborczych.
Autor: Vitalii Makhanets