Dziś wiadomym jest, iż Bagdad stoi na rozdrożu, od wewnątrz rozbijany przez kolejne fale masowych, ulicznych protestów, a także liczne formacje bojowe, zwane popularnie milicjami. Niedawny, kilkumiesięczny kryzys związany z niemożnością powołania nowego rządu pokazał, jak ważną rolę odgrywa Teheran w procesie powoływania irackich władz. W grudniu 2019 do dymisji podał się Adel Abd Al-Mahdi, uginając się pod naporem żądań ulicy, manifestującej swe niezadowolenie ze skorumpowanych rządów. Na nowego szefa rządu Irakijczycy musieli czekać jednak blisko pół roku, ponieważ dopiero trzeci nominowany gabinet otrzymał wotum zaufania. Na ten przykład, drugi z kandydatów na premiera, Adnan al-Zurfi, został odrzucony głosami proirańskich parlamentarzystów, bowiem Teheranowi nie spodobały się jego potencjalnie bliskie kontakty z Amerykanami. Ostatecznie wybrany – a zarazem obecny – premier, Mustafa Al-Kadhimi, spotkał się natomiast z ostrą reakcją wschodniego sąsiada na decyzje uderzające w Iran (Patrz: https://www.nytimes.com/2020/07/07/world/middleeast/iraq-hashimi-killing.html). Minione dni pokazują także, iż postawił na rozwój stosunków z Teheranem, niejako kosztem ożywienia relacji z państwami Zatoki. Mimo to, Al-Kazimi postrzegany jest jako pewien mediator w sporze na linii USA – Iran, paradoksalnie wspierany przez obie strony.
Irańskie władze uważają obecnego premiera Iraku za opcję umiarkowaną, a nawet nieco prozachodnią. Jako że mają praktycznie bezpośredni wpływ na wybór rządu zachodniego sąsiada, akceptacja Al-Kadhimiego na stanowisku może wydawać się niezrozumiała. Jak jednak tłumaczy Hassan Ahmadian w swym artykule, Teheran kierował się w tej decyzji daleko idącą pragmatyką, licząc na uspokojenie antyirańskiej rewolty na ulicach irackich miast (wielotysięczne protesty trwają do dziś; irański konsulat w jednym ze świętych miast szyitów podpalono już dwukrotnie), a także – dzięki dobrym relacjom nowego premiera z administracją Trumpa – na przyspieszenie wycofywania wojsk amerykańskich z irackich ziem, co zostało postanowione już w styczniu bieżącego roku (Patrz: https://www.atlanticcouncil.org/blogs/iransource/why-did-iran-back-mustafa-al-kadhimi-as-iraqi-prime-minister/). Głębsza penetracja Iraku przez Teheran jest obecnie zbyt kosztowna dla ajatollaha i jego kręgów, stąd decyzja o poleganiu na sprzyjających reżimowi bojówkach oraz partiach politycznych, bez formalnej, nachalnej ingerencji w sprawy wewnętrzne Bagdadu.
Trwające do lutego protesty uliczne były największymi w historii post-saddamowskiego Iraku, przy czym liczbę ofiar śmiertelnych w wyniku starć ze służbami szacuje się na ponad 600 przypadków. Mimo względnego wygaszenia największych demonstracji, Irakijczycy wciąż wychodzą protestować, czego przykładem są poniedziałkowe ruchy (27.07) na placu Tahrir w Bagdadzie, zaś jednym z powodów było niezadowolenie z braku regularnych dostaw energii elektrycznej. Zaledwie jednego wieczora w starciu z policją zginęło dwóch demonstrujących.
Dziś iracka gospodarka opiera się niemal wyłącznie na ropie, której ceny w ostatnich miesiącach były najniższe od trzydziestu lat, zaś wskaźnik korupcji w państwie jest jednym z najwyższych na całym świecie. Sektor prywatny nie ma warunków do rozwoju, natomiast administracja publiczna, by utrzymać względną stabilność, tworzy nowe miejsca pracy dla wchodzących na rynek, przez co blisko połowa wydatków państwa przeznaczana jest na pensje w sektorze publicznym. Brak chęci ze strony elit politycznych i niezwykle rozrośnięta biurokracja stoją na przeszkodzie, by przeprowadzić jakiekolwiek efektywne reformy.
Irak obecnie stoi przed wyborem pomiędzy dwoma siłami, przeciwko którym od miesięcy protestują ulice. Jakkolwiek zwiastuje się wycofanie Amerykanów z mezopotamskich baz, tak trudno przypuszczać, by Waszyngton całkowicie zrezygnował z obecności w irackiej polityce. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, iż obecna sytuacja ekonomiczna Bagdadu w połączeniu z ogromnymi irańskimi wpływami wewnątrz Republiki Iraku nie pozwolą Al-Kadhimiemu na jakikolwiek gwałtowny zwrot w polityce zagranicznej. To Teheran w najbliższych latach będzie dyktował warunki irackim elitom, nowy premier zaś nie ma możliwości – a być może i charakteru – by się tej sytuacji sprzeciwić. To, czy William Polk miał rację, określając okres postsaddamowski czasem przejściowym pomiędzy dwiema dyktaturami, wciąż pozostaje nierozstrzygnięte. Krótkie rządy Al-Kadhimiego nie zdradziły jak dotąd u polityka żadnych upodobań autorytarnych, jak w przypadku premiera Al-Malikiego, a jednocześnie nie napawają optymizmem, co do kierunku obranej polityki. Kontynuacja procesu uzależniania się Bagdadu od Teheranu wydaje się najbardziej realnym scenariuszem, mimo oficjalnych deklaracji premiera, szukającego balansu w polityce zagranicznej kraju. Lud iracki wciąż będzie za to protestował, marząc o prawdziwej niepodległości, tak upragnionej we współczesnej historii państwa.
Autor: Mateusz Wojtowicz