Czas nie czeka na nikogo, a ostatnio wyjątkowo niekorzystnie działa również w stosunku do Wielkiej Brytanii. Choć wydaje się, że zapał i entuzjazm Borisa Johnsona nie słabnie w jego kraju nie dzieje się najlepiej. Zacznijmy jednak od wtorku 23 czerwca, kiedy to Japonia postawiła ultimatum - umowa o wolnym handlu ma powstać w ciągu 6 tygodni, jeżeli ma zacząć obowiązywać od razu po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie, który trwać ma do końca tego roku. Wspomnieć tutaj należy, że wielkie nadzieje pokładane są w tej właśnie umowie. Byłaby ona ogromnym sukcesem dla Johnsona, który zapowiadał, że po wyjściu z Unii Europejskiej Wielka Brytania będzie mogła (“nareszcie”) samodzielnie prowadzić politykę handlową, znacznie bardziej dla niej korzystną. Jest to też główne zadanie brytyjskiej minister handlu międzynarodowego Liz Truss. Jednak niewątpliwie, sześć tygodni, jest okresem bardzo krótkim, a podpisana w takim czasie umowa o wolnym handlu, byłaby najszybciej wynegocjowaną w historii (dla porównania negocjacje przed podpisaniem “miniumowy” handlowej pomiędzy USA a Japonią trwały około sześciu miesięcy). Cytując za “The Financial Times” główny japoński negocjator Hiroshi Matsuura powiedział, że “jeśli Japonia miałaby ratyfikować umowę w tym roku, prawie nie ma czasu na negocjacje. "Aby uniknąć luki w styczniu, musimy to zrobić na jesiennej sesji Zgromadzenia Narodowego. Oznacza to, że musimy zakończyć negocjacje do końca lipca". Wyjątkowy jest również system obradowania. Zamiast kolejnych spotkań, “rund” negocjacyjnych, rozmowy trwają nieprzerwanie. Pomimo to, kolejnym problemem, z którym będą musiały poradzić sobie strony, jest fakt, iż umowa ta oparta na porozumieniu handlowym pomiędzy Unią Europejską a Japonią, przy czym Londyn spodziewa się, że będzie wynegocjowanie lepszych warunków. Sześć tygodni oznacza jednak, iż zarówno Wielka Brytania, jak i Japonia będą musiały ograniczyć swoje ambicje. Jednocześnie, według Matsuury, możliwa będzie dalsza praca nad umową, jeżeli Wielka Brytania rzeczywiście złoży wniosek o przystąpienie do CPTPP (Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership). Wydarzenie to, jest bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę, iż umowa o wolnym handlem miała być dla Wielkiej Brytanii kluczem otwierającym drzwi do Porozumienia Transpacyficznego.
Zintensyfikowane mają być również negocjacje w sprawie “rozwodu” Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Każdy dzień wydaje się przybliżać kraje do wielce nieprzyjemnego rozstania, lecz Boris Johnson pozostaje optymistą. Jak sam twierdzi, stronom negocjacji nie jest “aż tak daleko od siebie” i sytuację tą należy rozwiązać jak najszybciej. Najlepiej do końca lipca. Wydaje się jednak, że pomimo zmęczenia obu stron długą separacją i trudnym rozwodem, nie zmienia się nastawienie odnośnie do punktów spornych (takich jak rybołówstwo czy prawa pracownicze), które były i są punktami zapalnymi, wydającymi się kapitalnie kontrastować interesy stron.
Tymczasem już w przyszły weekend Brytyjczycy mają ponownie wyruszyć do barów. Zostały już otwarte sklepy i właśnie kolejnym etapem rozluźniania obostrzeń ma być właśnie możliwość wyjścia do zamkniętych od 24 marca barów i pubów. Według prognoz ma być to weekend bardzo korzystny dla właścicieli tych lokali, a jednocześnie nie wszyscy Brytyjczycy zdecydują się zapewne na wyjście do publicznego miejsca, gdzie tak naprawdę ciężko jest utrzymać wszystkie sanitarne standardy. Również nie wszyscy właściciele zdecydowali się na otwarcie barów czy pubów - zniechęca ich potrzeba stałego kontrolowania ilości klientów czy też zbieranie informacji, które miałyby pomóc w identyfikacji, gdyby okazało się, że w środku znajdowała się osoba zakażona koronawirusem.
Mimo tych wątpliwości, otwarcie lokali będzie na pewno przydatne dla gospodarki Wielkiej Brytanii, po zanotowanym ostatnio największym spadku w historii kraju. Jednak, po raz kolejny Boris Johnson pozostaje optymistyczny. Wobec rosnących protestów dotyczących bezrobocia oraz braku dofinansowań w sektorach gospodarczych, które najbardziej ich potrzebują, mówi on o tym, że “pieniądze tu są”. Właśnie te pieniądze, których przecież brakuje. Oprócz gospodarki, o fundusze proszą się również projekty infrastrukturalne, takie jak budowa czy odnowa szkół. Tutaj po raz kolejny premier wskazuje, że nie ma się czego obawiać. Odpowiednie kwoty zostaną przeznaczone na renowację, zwłaszcza najbardziej “potrzebujących szkół.” Tak przynajmniej mówił szef rządu, stojąc na placu budowy: “obiecuję, aktywistyczne podejście do spraw ekonomii”.
Źródła:
https://www.ft.com/content/a70e644e-f585-4d20-8551-9e3972004f4f
https://www.bbc.com/news/uk-politics-53222886
autorka: Anna Pyrek
Niektóre rzeczy dzieją się na wyspach później niż w innych miejscach. Mamy okazję się o tym przekonać od początku epidemii. Na początku problem był niezauważalny i ignorowany, a potem dotknął ze wzmożoną siłą. Przyśpieszone działania, które mają zapobiegać kolejnym zarażeniom zaczęły się, kiedy było już trochę za późno, a nabrały nowego rozpędu od momentu, gdy to Boris Johnson musiał zmierzyć się z zakażeniem wirusem. Teraz również zapadła decyzja, na którą inne kraje dotknięte koronawirusem zdecydowały się już dłuższy czas temu. Mianowicie, decyzją rządu od 24 lipca pojawi się obowiązek noszenia maseczek w każdym sklepie. Obowiązek nie wejdzie w życie od razu, aby dać Anglikom czas na przygotowanie się. Kara za brak maseczki może wynosić nawet 100 funtów. Co ciekawe, władze brytyjskiej policji obawiają się, że może to zmniejszyć zaufanie oraz sympatię między funkcjonariuszami a obywatelami. Premier wielkiej Brytanii uważał, że maseczki nie są skuteczne, ale właśnie po swojej chorobie zaczął ich używać. Zapewne to spowodowało decyzję Johnsona o wprowadzeniu nowego zakazu. Będzie on “działał” podobnie jak nakaz noszenia maseczek w transporcie publicznym, to znaczy, że będą od tego zwolnione dzieci do 11 roku życia oraz osoby, które z powodu pewnych schorzeń nie mogą zasłaniać ust i nosa. Obowiązek ten zostaje wprowadzony tylko na terenie Anglii, ponieważ np. na terenie Szkocji istnieje już od 10 lipca.
Na pandemii cierpią również najbardziej potrzebujący. 14 organizacji charytatywnych z Wielkiej Brytanii połączą siły, aby poprosić Brytyjczyków o dotacje potrzebne dla osób z całego świata najbardziej dotkniętych przez sytuację wywołaną przez koronawirusa. Organizacje te tworzą Komitet do spraw Nagłych Wypadków (Disasters Emergency Committee), który pomaga w takich krajach jak Syria czy Boliwia. Pierwsza działalność komitetu przypada na rok 1966, kiedy to dostarczył pomocy dla ofiar trzęsienia ziemi w Turcji. Rząd Wielkiej Brytanii ze swojej strony zamierza przeznaczyć kolejne 5 milionów funtów dla światowej walki z pandemią.
Kolejną ważną informacją związaną z pandemią jest to, że Wielka Brytania nie przystąpi do unijnego programu zakupu szczepionek przeciwko COVID-19. Poinformował o tym ambasador Zjednoczonego Królestwa przy Unii Europejskiej Tim Barrow w swoim liście do Komisji Europejskiej. Jest to spowodowane tym, że rząd brytyjski nie miałby wpływu na negocjacje dotyczące cen, ilości czy terminów dostarczania szczepionek. Ponad to Londyn nie mógłby decydować z jakimi dostawcami negocjuje Unia Europejska, co oznaczałoby całkowite podporządkowania decyzjom UE. Barrow zapewnia, że Wielka Brytania dalej może współpracować z Unią, jeżeli oznacza to wymianę informacji dotyczące dziedzin takich jak zdrowie publiczne. Według władz Wielkiej Brytanii podporządkowanie się Unii oznaczałoby również, że państwo musiałoby zrezygnować ze swoich własnych, bardziej zaawansowanych negocjacji. Być może jest to spowodowane nastawieniem na rywalizację, a być może obawą, o której mówią brytyjscy analitycy. Według nich będzie kolejna fala zachorowań w zimę i będzie ona znacznie bardziej tragiczna i dotkliwa niż ta, z którą mierzymy się obecnie.
Źródła:
https://www.bbc.com/news/uk-politics-53397617
https://www.bbc.com/news/uk-53397311
autorka: Anna Pyrek
Holandia
Statystyki zakażeń COVID-19 (stan na 29.06.2020 r.): liczba potwierdzonych przypadków 50 147, zgonów 6 105. Odnotowana nieznaczny przyrost zakażeń w prowincjach Overijssel, Drenthe i znaczny przyrost zakażeń w prowincji Groningen, jednakże łączna liczba wykrytych przypadków w Groningen od początku pandemii wynosi 357. Dziennie wykonuje się w Holandii od 7-10 tysięcy testów, choć wedle zapewnień rządu maksymalna dzienna moc laboratoriów to 30 tyś. testów, jednakże jak do tej pory nie był konieczności wykonania takiej ilości testów choć w rekordowym momencie robiono ok. 17 tyś testów dziennie. Nie mniej każdy kto podejrzewa u siebie infekcję może bezpłatnie wykonać test.
Luzowanie obostrzeń w Holandii. Od 1 lipca zmniejszone ograniczenia m. in. można już organizować imprezy na wolnym powietrzu, zawody sportowe i zajęcia rekreacyjne. Mniejsze obostrzenia w gastronomii n in. brak konieczności utrzymywania dystansu 1,5 m. Możliwe wizyty w domach opieki etc. Pierwotnie zniesienie tych ograniczeń planowano na 1 września, jednakże ze względu na spadek liczby zakażeń i odpowiedzialną postawę społeczeństwa rząd zdecydował o wcześniejszym zniesieniu części ograniczeń.
Zakaz sprzedaży smakowych e-papierosów od wiosny 2021, sprzedaż tradycyjnych papierosów tylko w neutralnych opakowaniach i boiska strefą bezdymną to tylko część nowych obostrzeń dot. papierosów. Rząd Holandii zaostrza politykę względem papierosów, a w szczególności względem e-papierosów w związku z rosnącą ich popularnością oraz stanowiskiem holenderskich lekarzy w tej sprawie.
Źródła:
https://google.com/covid19-map/?hl=pl
https://polonia.nl/2020/06/26/koronawirus-od-1-lipca-w-holandii-poluzowanie-rygorow/
https://polonia.nl/2020/06/29/holandia-nie-dla-smakowych-e-papierosow/
autor: Emil Plewa
Liechtenstein
Statystyki zakażeń COVID-19 (stan na 29.06.2020 r.): potwierdzone przypadki 83, zgony 1, wyleczonych min. 69. Dzięki naturalnej izolacji kraju i kwarantanny od kwietnia brak nowych przypadków. Ze względu na zakażenia w sąsiednich krajach rząd nadal wzywa do ostrożności. Dzięki aplikacji na smartphony, która pozwala ustalić, czy miało się kontakt z zakażoną osobą kraj przygotował się do otwarcia granic co jednak nie odbywa się bez problemów, gdyż Austria i Szwajcaria używają odmiennych aplikacji, a równocześnie można używać tylko jednej, gdyż aplikacja wymaga usługi Bluetooth, a Liechtenstein ma intensywny ruch graniczny z obydwoma krajami.
Czy Liechtenstein powinien mieć własną walutę? Na to pytania próbowała odpowiedź fundacja Zukunft.li, która dokonała analizy za i przeciw. Wedle wyników najbardziej korzystną opcją dla kraju jest nadal pozostawanie w unii walutowej ze Szwajcarią, jednakże wskazano także alternatywne rozwiązania.
Źródła:
https://google.com/covid19-map/?hl=pl
autor: Emil Plewa
Austria
Turcy vs Antifa
W ciągu kilku ostatnich dni Wiedeń stanowił miejsce, gdzie ścierały się ze sobą lewicowe bojówki wraz z tureckimi nacjonalistami z organizacji „Szare Wilki”. Wraz z rozwojem sytuacji dochodziło do rękoczynów, co kończyło się interwencją sił policyjnych.
Do pierwszych starć pomiędzy członkami Antify i Turkami doszło w środę. Organizacje lewicowe organizowały tego dnia manifestację przeciwko agresywnej polityce Ankary wobec mniejszości kurdyjskiej. Jak można było się spodziewać całe wydarzenie nie spodobało się tureckim nacjonalistom z organizacji „Szare Wilki”, którzy postanowili rozgonić zgromadzenie siłą. Na tym jednak się nie skończyło. Następnego dnia w czwartek Turcy przypuścili atak na Ernst Kirchweger Haus (EKH). Zaistniałą sytuacją działacze antyfaszystowscy byli przerażeni do tego stopnia, że wezwali na pomoc policję, do której rozwiązania wzywali podczas protestów „Black Lives Matter”. To jednak nie koniec. W piątek po południu kilkuset lewicowych aktywistów kurdyjskich, tureckich i austriackich zebrało się przed Ernst Kirchweger Haus na manifestacji przeciwko faszyzmowi i atakom tureckich nacjonalistów. Manifestacja trwała od ok. 18 do 20. Następnie mniejsza grupa „antyfaszystów” planowała demonstrować dalej na stacji metra Keplerplatz jednak cała akcja została pokrzyżowana przez kilkudziesięcioosobową grupę „Szarych Wilków”. Konieczna była interwencja policji.
Szare Wilki, zwane także Idealistami, to ultranacjonalistyczna turecka organizacja, której członkiem był między innymi Mehmet Ali Agca. Została założona przez pułkownika Alparslan Türkeş pod koniec 1960 roku. Ich działalność jest inspirowana neonazizmem i neofaszyzmem. Celem organizacji jest utworzenie państwa obejmującego zasięgiem wszystkie ludy tureckie. Wiadomo, że Szare Wilki działają lub działały w Azerbejdżanie, na Cyprze, w Niemczech czy w Holandii, prawdopodobnie wszędzie, gdzie mieszka mniejszość turecka. Są organizacją skrajnie antykomunistyczną oraz posiadają bogatą historię przemocy wobec działaczy lewicowych.
Źródła:
https://kresy.pl/wydarzenia/wieden-starcia-uliczne-antify-i-tureckich-faszystow/
https://www.aa.com.tr/en/europe/austria-turks-react-to-pro-pkk-demonstration/1889093
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szare_Wilki
autor: Bartłomiej Fiszer
Skoków nie będzie
Niestety pomimo optymistycznych wierzeń w tym roku w Austrii nie odbędą się żadne zawody rangi międzynarodowej. Taką informację opublikowała tamtejsza federacja narciarska. Decyzja jest argumentowana zagrożeniem epidemicznym. W komunikacie austriackiej federacji czytamy również, że decyzja oznacza także odwołanie wrześniowego Letniego Grand Prix kombinatorów norweskich w Tschagguns. Po 4 października Austriacy chcą organizować zawody zgodnie z obowiązującymi przepisami rządu federalnego. Przed kilkoma dniami Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) potwierdziła, iż Niemcy oraz Austriacy nie zamierzają rezygnować z najważniejszych zawodów w skokach narciarskich w sezonie zimowym.
Rezygnacja z imprez rangi międzynarodowej jest jednym ze środków zapobiegawczych w kontekście walki z pandemią COVID-19. Austriacki Związek Narciarski zdecydował się odwołać wszystkie zawody do 4 października włącznie. W tym kraju do tej pory potwierdzono ponad 18 tysięcy przypadków zakażeń wirusem SARS-CoV-2. Zmarło 706 osób.
Źródła:
autor: Bartłomiej Fiszer
Szwajcaria
Po kilku miesiącach panowania pandemii rząd Szwajcarii zdecydował się na stanowczy krok. Zgodnie z podjętą decyzją od czwartku przejął koszty przeprowadzanych testów na obecność koronawirusa. Dodatkowo wydał też zgodę na uruchomienie mobilnej aplikacji, ostrzegającej o znajdowaniu się blisko osoby zakażonej.
Do tej pory testy na obecność COVID-19 były finansowane częściowo przez instytucje ubezpieczenia zdrowotnego i częściowo przez władze kantonalne. Prowadziło to do tego, że nie wszyscy pacjenci i pacjentki byli jednakowo traktowani. Gdy koszty przejmowała instytucja obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego, osoba testowana była obciążana franszyzą i udziałem własnym. Natomiast jeśli przejmowały je kantony, osoba testowana nie ponosiła żadnych kosztów. Powstawało w ten sposób niebezpieczeństwo, że ludzie nie będą chcieli korzystać z testów, jeśli musieliby sami ponosić ich koszty. Dodatkowo państwo będzie płacić także za wykrywające przeciwciała testy serologiczne, które jednak nie są na razie zalecane. W przypadku badania na obecność koronawirusa ryczałtowy zwrot kosztów wyniesie 169 franków, a w przypadku testu serologicznego 113 franków.
W ramach nowego planu, zatwierdzonego w środę, wszystkie koszty zostaną pokryte przez rząd federalny, pod warunkiem, że osoba testowana otrzyma powiadomienie za pośrednictwem aplikacji. Szacuje się, że dziennie wykonuje się 8 000 testów w Szwajcarii.
Źródła:
autor: Bartłomiej Fiszer