Donald Trump. Kadencja i perspektywy.
Gdy Donald Trump obejmował urząd prezydenta USA w styczniu 2017 roku, główne kwestie sporne chińsko-amerykańskich relacji były jasno określone. Do najważniejszych problemów polityczno-militarnych należała rywalizacja geopolityczna w obszarze Morza Południowochińskiego i Azji Wschodniej oraz status Tajwanu.
Wśród kwestii gospodarczych największymi problemami Stanów Zjednoczonych był ogromny deficyt handlowy (wynoszący ponad 375 miliardów dolarów w 2017 roku). Podczas swojej kampanii wyborczej w 2016 roku za najważniejsze cele swojej przyszłej prezydentury uznał między innymi przenoszenie produkcji przemysłowej z powrotem do USA, co miałyby zapobiec niekontrolowanemu transferu technologii i stworzyć nowe miejsca pracy. Od początku wskazywał również na potrzebę walki z nieuczciwymi praktykami handlowymi Chin oraz sztucznym zaniżaniem kursu yuana (w swojej kampanii wyborczej nazywał Chiny ,,manipulatorem walutowym”). Można więc stwierdzić, że jego polityka zagraniczna była zdeterminowana przez główne punkty programowe polityki wewnętrznej skupionej na rozwijaniu rodzimego przemysłu. W 2018 Stany Zjednoczone zaczęły nakładać liczne cła i inne bariery handlowe na chińskie produkty, rozpoczynając tym samym wojnę handlową.
Deeskalację konfliktu i ocieplenie wzajemnych relacji miało przynieść porozumienie handlowe podpisane przez Donalda Trumpa i chińskiego wicepremiera Liu He w styczniu 2020 roku. Sam Trump w komentował umowę jako jedną z najlepszych w amerykańskiej historii i sztandarowy przykład prowadzenia skutecznej polityki zagranicznej. Przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga nazwał swoim ,,bardzo dobrym przyjacielem”, a porozumienie określił jako korzystne dla obu stron. Należy jednak przyznać, że umowa ta jest stosunkowo jednostronna. Nakłada na Chiny obowiązek zwiększenia importu wybranych produktów ze Stanów Zjednoczonych o 200 miliardów dolarów w stosunku do 2017 roku (zwiększyć ma się przede wszystkim import dóbr przemysłowych i produktów energetycznych), daje amerykańskim producentom dostęp do chińskich rynków produktów rolno-spożywczych (np.: mięs, owoców, warzyw i produktów mleczarskich), ma powstrzymać zaniżanie kursu yuana i reguluje kwestie własności intelektualnej. Przedłużając negocjacje, Pekinowi udało się uniknąć ustępstw w kluczowych dla siebie kwestiach takich, jak subsydiowanie rodzimego przemysłu i niedostępność strategicznych sektorów chińskiego rynku dla zagranicznych podmiotów. Trump mógł być usatysfakcjonowany z sukcesu, jakiego potrzebował w roku wyborczym i choć jasne było, że wiele kwestii wciąż pozostało nieuregulowanych (jak choćby wciąż obowiązujące cła), to istniała szansa, że daje ona potencjał na przystąpienie do negocjowania ,,drugiej fazy porozumienia”.
Nadzieje na polepszenie się obustronnych relacji okazały się jednak płonne. Gdy fala zachorowań na koronawirusa SARS-CoV-2 dotarła do Stanów Zjednoczonych, Trump o jego rozprzestrzenienie oskarżył Chiny, które według prezydenta mogły zapobiec pandemii w jej początkowej fazie. Sugerował nawet, że wirus powstał jako efekt eksperymentów w laboratorium w Wuhan, skąd komunistycznym władzom wymknął się spod kontroli. W lipcu władze USA nakazały zamknięcie chińskiego konsulatu w Houston, co uzasadniały ,,potrzebą ochrony amerykańskiej własności intelektualnej i prywatnych informacji”. W odwecie MSZ Chin wymusiło zamknięcie konsulatu generalnego USA w Chengdu, który swoim nadzorem konsularnym obejmował m. in. Tybet, gdzie amerykanie od dłuższego czasu domagają się przyznania placówki dyplomatycznej.
Sekretarz stanu USA, Mike Pompeo wygłaszając swoje przemówienie zatytułowane ,,Komunistyczne Chiny i Przyszłość Wolnego Świata’’ (Communist China and the Free Word’s Future) oświadczył, że stosunki Waszyngtonu z Pekinem powinny opierać się na ,,nieufności i weryfikacji”. Stwierdził, że przełomowa w czasach zimnowojennych normalizacja stosunków amerykańsko – chińskich w latach 70. ubiegłego wieku wpłynęła ostatecznie negatywnie na interesy Stanów Zjednoczonych. ,,Wolny świat musi zatriumfować nad tą nową tyranią” mówił szef amerykańskiej dyplomacji do gości, zebranych w ogrodzie biblioteki w Yorba Linda – rodzinnej miejscowości Richarda Nixona, paradoksalnie autora polityki otwarcia na Chiny.
Cztery lata prezydentury Donalda Trumpa zarysowują w jaki sposób chce on kształtować dalsze relacje z Chinami. Zdaje się, że jest on gotów poświęcić amerykańskie wartości promowania wolnego handlu i w znacznie bardziej stanowczy sposób zwalczać konkurencyjne gospodarki. Podpisanie porozumienia handlowego wykazało, że przywódcom obu stron nie brakuje dobrej woli, aby dążyć do normalizacji wzajemnych stosunków (a przynajmniej handlowych), lecz w dobie pandemii Chiny okazały się dla Trumpa raczej dogodnym wrogim kozłem ofiarnym niż partnerem.
Joe Biden. Inne podejście?
Kontrkandydat Donalda Trumpa, Joe Bieden zapowiada stanowcze zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej. Wraz ze swoimi doradcami wielokrotnie krytykował obecnie urzędującego prezydenta za jego unilateralne podejście do Chin, choć nie sprzeciwiał się rywalizacji z Pekinem jako takiej. Sam często krytykuje jego politykę i przywódców za brak poszanowania praw człowieka i niesprawiedliwą politykę handlową.
Należy tu również wspomnieć, że Biden posiada wyjątkowe doświadczenie w obserwowaniu przemian i działań Chińskiej Republiki Ludowej. Już w 1979 roku odwiedził Chiny jako senator. Uczestniczył wówczas w pierwszej podróży przedstawicieli Kongresu do Państwa Środka od powstania Chińskiej Republiki Ludowej w 1949 roku. Biden spotkał się wówczas z Deng Xiaopingiem, który rozpoczynał właśnie wielkie reformy gospodarcze diametralnie zmieniające Państwo Środka. Trzy dekady później jeszcze kilkukrotnie odwiedził Pekin, tym razem już jako wiceprezydent. Często rozmawiał z Xi Jinpingiem i, jak sam stwierdza, spędził z nim więcej czasu na prywatnych spotkaniach, niż jakikolwiek inny światowy przywódca. Po powrocie z jednej ze swoich wizyt przyznał, że Chiny przeszły ,,naprawdę niezwykłą i wspaniałą transformację” i wyrażał wiarę w to, że ,,wzrost Chin jest pozytywnym rozwojem nie tylko samych Chin, ale też USA i całego świata”.
Jako senator Biden wspierał chińskie wysiłki dążące do dołączenia do Światowej Organizacji Handlu. Uważał, że włączenie ich do systemu WTO nakłoni Pekin do przyjmowania ekonomicznych i politycznych wzorców z Zachodu. Dziś ponownie mówi o tej organizacji, tym razem w kontekście potrzeby odnowienia jej znaczenia w celu skuteczniejszego przeciwstawienia się Chinom. Uważa, że unilateralne podejście do spraw międzynarodowych, typowe dla administracji Trumpa, nie przyniosło pożądanych rezultatów. Rozwiązaniem miałoby być użycie międzynarodowych instytucji skupiających inne państwa, blisko współpracujące z USA.
W eseju ,,Dlaczego Ameryka musi znów przewodzić” (,,Why America must lead again"), który został opublikowany w marcu tego roku na łamach magazynu Foreign Affairs, Biden podkreśla znaczenie współpracy z innymi państwami w celu przeciwstawienia się Chinom. ,,Najbardziej skuteczna metoda, aby sprostać temu wyzwaniu, to budowanie zjednoczonego frontu sojuszników i partnerów Stanów Zjednoczonych sprzeciwiających się Chinom łamiącym przyjęte zasady i naruszającym prawa człowieka, nawet wtedy, kiedy dążymy również do współpracy z Pekinem w kwestiach, w których nasze interesy są zbieżne, jak zmiany klimatu, zapobieganie rozprzestrzenianiu broni jądrowej czy kwestie zdrowia publicznego”. Były wiceprezydent zaznacza tutaj, że same Stany Zjednoczone odpowiadają za jedną czwartą światowego PKB, a współdziałając z sojusznikami reprezentowaliby ponad połowę światowej gospodarki, Chiny nie mogłyby sobie pozwolić na ignorowanie tak znacznej siły. Równocześnie zarzuca on Trumpowi, że jego unilateralna polityka skoncentrowana na gospodarce Stanów Zjednoczonych, często uderza w sojuszników USA, przez co pozbawia Amerykę możliwości skutecznego reagowania na poważne wyzwania gospodarcze.
Pomimo niekrytego podziwu wobec przemian gospodarczych Biden był i jest krytyczny wobec działań rządu w Pekinie. W 1991 roku, gdy senat debatował nad nadaniem Chinom uprzywilejowanego statusu w stosunkach handlowych, skrytykował je za łamanie praw człowieka i stosowanie niesprawiedliwych praktyk gospodarczych. Podczas debaty poprzedzającej prawybory w Partii Demokratycznej w lutym tego roku nazwał Xi Jinpinga autorytarnym przywódcą, zbirem [thug] ,,tworzącym obozy reedukacyjne będące w rzeczywistości obozami koncentracyjnymi”.
Można się więc spodziewać, że w przypadku zwycięstwa Bidena nastąpi powrót do tradycyjnej linii partii demokratycznej przywiązującej znaczną wagę do poszanowania praw człowieka i promocji demokracji na świecie. Oznaczałoby to, że prześladowania Ujgurów oraz działania wymierzone w inne mniejszości: Mongołów i Tybetańczyków stałyby się najprawdopodobniej bardziej istotnym czynnikiem w relacjach między oboma państwami. Biden mówi również, że Stany Zjednoczone powinny wypowiadać się bardziej stanowczo w kwestii wprowadzenia Prawa o Bezpieczeństwie Narodowym w Hong Kongu. Według niego sankcje wprowadzone przez administrację Trumpa były niewystarczające, a rząd powinien zabronić funkcjonowania w USA wszystkich firm, które wspierają Pekin w budowie ,,państwa inwigilacji”.
Polityka Bidena wobec Chin ma się więc opierać o multilateralną współpracę z innymi państwami, w szczególności członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej oraz działanie poprzez międzynarodowe instytucje takie, jak WTO. Takie podejście wymagałoby wypracowania trudnego konsensusu z państwami, które niejednokrotnie blisko współpracują z Chinami i mogą nie być zainteresowane narażaniem się na nieprzychylność Pekinu. Kraje Unii Europejskiej, zwłaszcza wielcy eksporterzy strefy Euro pamiętają cła nakładane przez administrację Trumpa (chodzi tutaj przede wszystkim o taryfy nałożone na stal i aluminium, samoloty Airbus, produkty spożywcze i alkohole oraz groźbę ograniczenia importu samochodów). Prawdopodobieństwo zwycięstwa w kolejnych wyborach bardziej protekcjonistycznego, nieprzychylnego UE kandydata sprawia, że państwa wspólnoty, chcąc uniknąć jednoczesnego konfliktu z dwiema największymi gospodarkami świata, mogłyby nie chcieć ryzykować pogorszenia relacji z Chinami. Multilateralizm Bidena może również skutkować zacieśnianiem współpracy gospodarczej i wojskowej poprzez uczestnictwo Stanów Zjednoczonych w różnych organizacjach międzynarodowych w regionie Azji Południowo-Wschodniej. Prawdopodobnie USA będą dążyć do dołączenia do Partnerstwa Transpacyficznego (TPP) oraz wzmocnienia QUAD (Czterostronnego Dialogu w Dziedzinie Bezpieczeństwa, nieformalnego sojuszu Stanów Zjednoczonych, Japonii, Indii i Australii).
Chińska perspektywa
Najważniejsi chińscy przywódcy naturalnie powstrzymują się od wyrażania poparcia dla jednego czy drugiego kandydata. Chiny nie mają zamiaru ani nie są zainteresowane angażowaniem się w amerykańskie wybory – stwierdził ambasador Chin w Waszyngtonie. Bez względu na stopień zaangażowania Pekinu w amerykańską politykę wewnętrzną, oczywiste jest, że chińskie elity pokładają znaczne wysiłki, by przewidzieć konsekwencje wyników wyborów.
,,Jeżeli wygra Biden, wygrają Chiny” - mówił Donald Trump na spotkaniu ze swoimi wyborcami we wrześniu tego roku. Podkreśla znaczenie strat, jakie zadały chińskiej gospodarce nałożone przez niego cła i wypominał administracji swojego poprzednika brak jakichkolwiek zdecydowanych działań wobec Pekinu. Mimo to nie można jednoznacznie stwierdzić, czy chińskie władze rzeczywiście życzą sobie przegranej Trumpa.
Wielu chińczyków uważa, że Trump ma negatywny wpływ na Amerykę (z pewnością wpłynął na to, między innymi jego wizerunek przedstawiany w chińskich mediach).Twierdzą, że jego polityka stwarza w miarę dogodną sytuację na arenie międzynarodowej do rozwoju chińskiej potęgi i wpływów. Hu Xijin redaktor chińskiej państwowej gazety Global Times, tworzonej pod auspicjami Chińskiej Partii Komunistycznej, pisał na Twitterze, że ,,[Trump] w niezwykły sposób pomaga wzmacniać chińską solidarność i spójność. To niezbędne do wzmocnienia Chin”. Zhou Xiaoming były chiński negocjator i przedstawiciel Chin w ONZ w Genui zwracał uwagę, że Biden będzie współpracować przeciwko Chinom z sojusznikami Stanów Zjednoczonych, podczas gdy sam Trump niszczy i zaniedbuje te przyjazne relacje. Pytanie czy prowadzący protekcjonistyczną politykę handlową Trump budzi w chińskich przywódcach większy lęk niż zapowiadana polityka Joe Bidena pozostaje otwarte.
Zmiany: realne czy kosmetyczne?
Zmiana gospodarza Białego Domu z pewnością wpłynie na sposób prowadzenia polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych. Pytanie jest czy będą to zmiany jedynie kosmetyczne, czy rzeczywiste. Główne kwestie sporne w relacjach z Pekinem pozostaną zapewne niezmienne: rywalizacja w regionie Morza Południowochińskiego, status Tajwanu oraz kradzieże amerykańskich technologii. Priorytetem administracji prezydenta, bezwzględnie na to, który z kandydatów nim zostanie, będzie niwelowanie wciąż dużego deficytu handlowego i dążenie do realizacji postanowień styczniowego porozumienia handlowego. Można się również spodziewać, że zostaną podjęte kroki w celu rozpoczęcia negocjacji jego drugiej fazy.
Bez względu na to, który polityk zajmie fotel prezydenta będzie się on musiał kierować również zdaniem amerykańskiej opinii publicznej. Według Pew Reserch Center, w lipcu tego roku 73% respondentów wyraziło negatywną opinię o Chinach. Jest to wzrost o 26 punktów procentowych w porównaniu z 2018 r. Tak ogromy wzrost niechęci wobec Państwa Środka spowodowany pandemią COVID-19, z pewnością nie ułatwi odbudowy dobrych relacji pomiędzy obydwoma państwami. Negatywne nastawienie amerykańskiej opinii publicznej wobec Chin, w połączeniu z długą listą kwestii spornych sprawia, że niezależnie od wyników wyborów polepszenie relacji z Pekinem może być dla Waszyngtonu bardzo trudne, o ile w ogóle będzie to jego celem.
Autor: Bartosz Mościcki