Ostatnie zwarcie administracji Trumpa z Pekinem
Patryk Szczotka
Styczniowe działania sekretarza stanu Mike’a Pompeo były swoistym łabędzim śpiewem dla chińskiej polityki administracji Trumpa i spotkały się z odwetem Chin. W pożegnalnym geście rząd w Pekinie postanowił nałożyć sankcje na ludzi powiązanych z poprzednią administracją Stanów Zjednoczonych.
Chiński rząd postanowił sprawić odchodzącej administracji Trumpa niemiły prezent. Godziny przed przekazaniem władzy w ręce Bidena chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłosiło nałożenie sankcji na dziesięć osób powiązanych z kadrą Trumpa za „serię szalonych posunięć, które poważnie ingerowały w wewnętrzne sprawy Chin, podważyły chińskie interesy, uraziły Chińczyków i poważnie zakłóciły rozwój relacji Chin i USA”. Wśród nich znajdują się sekretarz stanu Mike Pompeo, doradca ds. handlu i polityki przemysłowej w Białym Domu Peter Navarro, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien, zastępca sekretarza stanu ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku David Stilwell, sekretarz ds. zdrowia i usług społecznych Alex Azar, podsekretarz stanu na rzecz wzrostu gospodarczego Keith Krach i ambasador przy ONZ Kelly Craft, a także były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, były zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Matthew Pottinger i były główny strateg Białego Domu Stephen Bannon.
Jak czytamy w oświadczeniu chińskiego MSZ, „tym osobom i członkom ich najbliższej rodziny nie wolno wjeżdżać na kontynent, do Hongkongu i Makao w Chinach. Zarówno oni, jak i firmy i instytucje z nimi związane również nie mogą prowadzić interesów z Chinami”. Warto zwrócić uwagę na czas, w którym zostały wystosowane sankcje – stało się to na chwilę przed zmianą administracji w USA, tak by szansa na odpowiedź ze strony ludzi Trumpa była jak najmniejsza. Lista objętych sankcjami osób nie powinna budzić zdziwienia, gdyż byli oni odpowiedzialni za kształtowanie i wprowadzanie w życie polityki USA wobec Chin, bądź jak w przypadku Azara, Kracha i Crafta – podejmowali oni interakcje z Tajwanem szczególnie będące nie w smak rządowi w Pekinie, takie jak oficjalne wizyty w Taipei.
Specjalne miejsce w tym towarzystwie zajmuje Mike Pompeo, który 19 stycznia, a więc w ostatni dzień swojej kadencji odnosząc się do sytuacji w Xinjiangu ogłosił, że chiński reżim odpowiedzialny jest za zbrodnie przeciwko ludzkości oraz ludobójstwo. Wcześniej, 9 stycznia unieważnił on także obowiązujący przez wiele lat zakaz oficjalnych kontaktów z Tajwanem. Był on również niejednokrotnie twarzą nieprzychylnej Chinom polityki Trumpa.
Słowa Pompeo spotkały się także ze zdecydowaną reakcją Pekinu w formie słów rzeczniczki MSZ ChRL Hua Chunying: „Jadowite kłamstwa Pompeo z ostatnich kilku lat są zbyt liczne, aby je policzyć (…) Ten notoryczny kłamca i oszust robi z siebie klauna i żart stulecia, ze swoim pokazem kłamstwa i szaleństwa tuż przed opadnięciem kurtyny”. Odrzuciła także postawione przez niego oskarżenia, określając je mianem „kompletnie fałszywych”. Kolejne słowa pani Hua dowodzą jednak, że Pekin pragnie zostawić nowej administracji otwartą furtkę w relacjach bilateralnych: „(...) wszyscy jesteśmy ofiarami kłamstw, plotek i trucizny, które przez lata były rozpętane przez Pompeo i kilku innych polityków w Waszyngtonie. (…) Są też tacy, którzy po prostu kupują plotki rozpowszechniane przez tę administrację USA i nie mają podstawowego zrozumienia faktów. Ale tak długo, jak nie chcą siać złośliwego oszczerstwa lub planować ataku na Chiny, zapraszamy do wymiany z nami opartej na równości i wzajemnym szacunku oraz do odwiedzenia Chin i zobaczenia na własne oczy radości, jedności i harmonii, jaką cieszą się tam ludzie ze wszystkich grup etnicznych”. Pozostaje jednak pytanie, czy administracja Bidena rzeczywiście obierze łagodniejszy kurs w relacjach z Pekinem?
Więcej:
https://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/xwfw_665399/s2510_665401/2535_665405/t1847554.shtml https://2017-2021.state.gov/determination-of-the-secretary-of-state-on-atrocities-in-xinjiang//index.html https://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/xwfw_665399/s2510_665401/2511_665403/t1847552.shtml
Laotańska partia komunistyczna wybrała nowego Sekretarza Generalnego
Jakub Kamiński
Styczeń 2021 roku przyniósł Laotańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej nowego przywódcę. Będzie on musiał zmierzyć się w nadchodzących miesiącach i latach z kłopotami gospodarczymi, będącymi następstwem pandemii COVID-19. Innym testem jego politycznej sprawności okaże się również sposób ułożenia relacji z Chinami, od których państwo to z każdym rokiem jest coraz głębiej uzależnione.
75-letni premier Laosu Thongloun Sisoulith wybrany został 15 stycznia br. na nowego Sekretarza Generalnego Laotańskiej Partii Ludowo-Rewolucyjnej (LPLR) na pięcioletnią kadencję. Zastąpił on tym samym na stanowisku Bounnhanga Vorachita, który ustąpił z wymienionego urzędu w wieku 83 lat. Podczas styczniowego 3-dniowego kongresu LPLR wybrano również 13 nowych członków Biura Politycznego (najważniejszego organu kolegialnego w państwie) oraz 71 członków Komitetu Centralnego. Prócz nowych stanowisk, na kongresie ogłoszony został kolejny plan 5-letni. Nowa pięciolatka wyznacza m.in. cel osiągnięcia do 2025 roku wzrostu gospodarczego na poziomie 4% rocznie.
Sisoulith nie jest bynajmniej świeżą postacią na laotańskiej, monopartyjnej scenie politycznej. Ten łączący od początku tego roku funkcję premiera i szefa partii komunistycznej polityk, tekę szefa rządu posiada już od 2016 roku. W trakcie swojej kariery m.in. kilkukrotnie pełnił urząd ministra różnych resortów. Dzięki wykształceniu zdobytemu za granicą (w Związku Radzieckim i Wietnamie), znajomości 3 języków obcych i międzynarodowemu doświadczeniu od wielu lat pozostaje głównym reprezentantem państwa za granicą. Mimo, że jego poprzednik pozostanie na stanowisku prezydenta, wraz z objęciem przewodnictwa w partii Sisoulith stał się faktycznym przywódcą Laosu.
Przed nowym Sekretarzem Generalnym stoi wiele wyzwań. Laos pozostaje jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów na kontynencie, którego problemy ekonomiczne wydatnie nasiliły się w następstwie szalejącej na całym świecie pandemii koronawirusa. Stoi on również na skraju niewypłacalności części zobowiązań finansowych względem zagranicy, które w 80% pochodzą z Chin. Kraj ten, obok bycia największym wierzycielem Wientianu wyrasta również na jego najważniejszego partnera politycznego. Posiadając również bliskie stosunki z Wietnamem, to w Państwie Środka laotańscy rządzący upatrują podmiot umożliwiający podźwignięcie się z pandemicznego kryzysu i wejście na ścieżkę dynamicznego rozwoju, m.in. poprzez realizację dużych projektów infrastrukturalnych. Za przykład posłużyć może budowa elektrowni wodnych na rzece Mekong (celem eksportu nadwyżek wyprodukowanej energii elektrycznej do krajów sąsiedzkich), czy połączenie koleją wysokich prędkości stolicy z chińskim miastem Kunming. Niesie to jednak niebezpieczeństwo dalszego uzależniania się od Pekinu, co w dłuższej perspektywie negatywnie wpłynie na samosterowność Laosu.
Więcej:
https://asia.nikkei.com/Politics/Laos-promotes-PM-Thongloun-as-leader-of-communist-party
https://www.reuters.com/article/us-laos-politics-idUSKBN29K0YU
https://www.rfa.org/english/news/laos/sisoulith-01152021165022.html
Wybory prezydenckie w Kirgistanie
Agata Naruszewicz
10 stycznia 2021 roku, w Kirgistanie przeprowadzono przedterminowe wybory prezydenckie, kończące okres przejściowy po dymisji prezydenta Sooronbaja Dżeenbekowa. Wybory charakteryzowały się niską frekwencją na poziomie poniżej 40%, wygrał je Sadyr Dżaparow, niedawny więzień polityczny, uzyskując 79 procent poparcia.
W październiku 2020, na skutek protestów wywołanych rzekomo sfałszowanymi wyborami parlamentarnymi, prezydent Kirgistanu Sooronbaj Dżeenbekow (który sprawował rządy od 2017 roku) poddał się do dymisji. Został wtedy ogłoszony okres przejściowy, który miał zakończyć się przedterminowymi wyborami prezydencki. Więcej o tych wydarzeniach pisaliśmy w podsumowaniu z października tutaj. Wybory odbyły się zgodnie z planem, 10 stycznia 2021 roku.
Tego samego dnia miało również miejsce referendum, na mocy którego wyborcy mieli zadecydować, jaki system ustrojowy popierają. Najwięcej osób opowiedziało się po stronie odejścia od systemu parlamentarnego (który funkcjonował w Kirgistanie od 2010 roku) i wprowadzenia systemu prezydenckiego, oddając więcej władzy w ręce głowy państwa.
Wybory prezydenckie z wynikiem 79% wygrał Sadyr Dżaparow, kandydat nacjonalistycznej partii Mekencził. Dżaparow jest kirgiskim politykiem i biznesmenem, aktywnym w polityce od 2005 roku. Był współpracownikiem byłego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, którego obalono w 2010 roku. Dżaparowa oskarżano o udział w kirgisko-uzbeckich zamieszkach na tle etnicznym w roku 2010. Z powodu działań związanych z nacjonalizacją kopalni złota Kumtör w 2013 roku Dżaparow został skazany na 11 lat więzienia. Po wyjściu na wolność, miał kierować uprowadzeniem gubernatora Emiłbeka Kaptagajewa, po czym zbiegł na Cypr. Wyrok odsiadywał od swojego powrotu do kraju w 2017 roku. Po dymisji prezydenta Dżeenbekowa w październiku, Dżaparow został zwolniony z więzienia i tymczasowo sprawował funkcje prezydenta oraz premiera. Mianował wtedy swoich sojuszników na ważne stanowiska państwowe, co wraz z przeznaczeniem wysokich środków finansowych na kampanię wyborczą oraz głoszeniem populistycznych i nacjonalistycznych haseł pomogło mu zapewnić przewagę nad przeciwnikami.
W wyborach prezydenckich wystartowało siedemnastu kandydatów, natomiast drugi najwyższy wynik po Dżaparowie zdobył Adakhan Madumarow, uzyskując niecałe 7% głosów. Frekwencja wyborcza wynosiła jednak mniej niż 40 procent (39.16%), co może świadczyć o dużym niezadowoleniu lub apatii społeczeństwa, które czuło się zniechęcone do wzięcia udziału w głosowaniu.
Podczas swojej przemowy w stolicy Kirgistanu Dżaparow obiecał, że nie powtórzy błędów wcześniejszego rządu, nie tolerując żadnej formy korupcji. Ogłosił również, że będzie dążył do naprawienia problemów gospodarczych Kirgistanu „w ciągu trzech do pięciu lat”. Dżaparow został zaprzysiężony na prezydenta 28 stycznia 2021, zapowiedział również referendum dotyczące konstytucji oraz wybory parlamentarne.
Wybór Dżaparowa na prezydenta, planowane przez niego reformy oraz niejasny sposób dojścia do władzy powodują krytykę ze strony Zachodu oraz niektórych środowisk w Kirgistanie (elity z południa kraju oraz środowiska prozachodnie). W najbliższym czasie można spodziewać się wzrostu niezadowolenia w społeczeństwie: panuje pandemia COVID-19, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację społeczną i gospodarczą w Kirgistanie. Ponadto, w kraju odnotowano w ostatnich latach gwałtowny wzrost bezrobocia, który zmusił wielu młodych ludzi do poszukiwania pracy za granicą. Ten trend najprawdopodobniej się utrzyma. Ulegną też ociepleniu relacje z Rosją, którą w trakcie kampanii wyborczej Dżaparow nazywał „strategicznym partnerem”. Najprawdopodobniej jego rządy będą oparte na głębokiej współpracy z Moskwą, a Kirgistan pozostanie jednym z najsilniej związanych z Kremlem krajów Azji Środkowej.
Więcej:
Wietnam bez recesji w 2020 i z ambitnymi planami na kolejne lata.
25 stycznia rozpoczął się trwający tydzień Narodowy Kongres Komunistycznej Partii Wietnamu. Odbywający się co 5 lat zjazd w Hanoi, jest najważniejszym wydarzeniem politycznym w kraju, decydującym o planach gospodarczych i desygnującym kolejne władze państwa. W tym roku to właśnie kwestie ekonomiczne zdominowały agendę Kongresu.
Wietnam jako kraj dotknięty epidemią SARS w 2002 roku, bardzo szybko i sprawnie zagregował na pierwsze przypadki Covid-19, przez co jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, od początku pandemii zdiagnozowano tam raptem 1500 przypadków i 35 zgonów. Rezultatem jest godny pozazdroszczenia wzrost gospodarczy na poziomie 2,91% PKB, większy nawet od wyniku Chińskiej Republiki Ludowej, jednak najniższy od 30 lat.
Kolejne lata mają być jednak dla Wietnamu jeszcze lepsze, jako że następny plan pięcioletni zakłada wzrost gospodarczy na poziomie 6,5-7% w skali roku. Partia planuje zbudować „kwitnące i szczęśliwe państwo” osiągając do 2030 dochód na mieszkańca powyżej średniej światowej, a na stulecie niepodległości w 2045 poziom krajów o wysokich dochodach.
Delikatnej zmianie ma jednak ulec model rozwojowy. Wietnamska gospodarka napędzana dotychczas przez ogromne ilości Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych ma stawiać bardziej na jakość, niż na ilość sprowadzanego kapitału. Przykładem ma być tutaj położenie w kluczowym miejscu łańcucha dostaw dla gigantów technologicznych. W skutek trwającej wojny handlowej miedzy Waszyngtonem a Pekinem oraz wzrastającymi kosztami produkcji w Państwa Środka, Wietnamowi udało się przyciągnąć znaczną część odchodzącego z Chin kapitału. W styczniu, tajwański Foxconn zdobył licencje in inwestycję 270 milionów USD na przenoszoną z Chin fabrykę iPadów i MacBook’ów. Podobnie decyzje podjął amerykański Intel, osiągając wynik 1,5 miliarda USD w sowich inwestycjach w Wietnamie.
Chociaż Sekretarza Generalnego Komunistycznej Partii Wietnamu nie obowiązują limity kadencyjne, to spodziewano się, że po 10 latach na najwyższym stanowisku, 76-letni Nguyễn Phú Trọng przekaże władzę kolejnemu pokoleniu liderów. Kierownictwo partii nie doszło jednak do porozumienia w tej w kwestii, przez co Trong po raz trzeci pokieruje państwem. Według ekspertów, jest to znak cementacji sceny politycznej w Wietnamie i sygnał, że jak na razie nie należy się spodziewać gwałtownych zmian prowadzonej polityki.
Liczący niemal 100 milinów mieszkańców Wietnam od reunifikacji 45 lat temu rządzony jest przez jedną partię, w której władza podzielona jest pomiędzy przewodniczącego partii, prezydenta i premiera. Od 2018 Tong dzierży dwa z trzech stanowisk będąc jednocześnie głową partii i prezydentem. Pod wieloma względami monopartyjny system przypomina sytuacje w Chińskiej Republice Ludowej. W Wietnamie obowiązuje cenzura i brak pluralizmu w polityce. Kongres odbywa się za zamkniętymi drzwiami, media kontrolowane są przez państwo, a w celu śledzenia zakażeń, policja miała dostęp do prywatnych danych mieszkańców. Mimo podobieństw systemowych, Hanoi utrzymuje asertywne relacje z Pekinem, próbując balansować relację z USA z uwagi na konkurencje gospodarczą i spory terytorialne na Morzu Południowochińskim.
Więcej:
https://www.rp.pl/Polityka/301279908-Wietnam-chce-w-dwie-dekady-dogonic-Zachod.html
https://www.nytimes.com/2021/02/01/world/asia/vietnam-party-congress.html
Ofensywa dyplomacji szczepionkowej Indii
Patryk Szczotka
Vaccine Maitri czyli szczepionkowa przyjaźń to najnowszy pomysł Indii na poprawę swojego wizerunku w regionie. Czy jednak New Delhi jest w stanie na dłuższą metę konkurować takimi działaniami z ChRL, swoim największym rywalem w regionie?
Podczas gdy w zachodnich mediach dominują doniesienia o szczepionkach Pfizera czy Moderny rozprowadzanych w Unii Europejskiej, kwestia podobnych preparatów w Azji nie zajmuje zbyt wysokiego miejsca na liście doniesień medialnych. Nie inaczej jest z produkowaną w Indiach szczepionką, która po rozpoczęciu dystrybucji w kraju dotarła także do najbliższych sąsiadów Indii takich jak Bangladesz, Malediwy, Bhutan, Nepal czy Mjanma, a także partnerów na Oceanie Indyjskim – Seszeli i Mauritiusu, w ramach tzw. Vaccine Maitri, czyli szczepionkowej przyjaźni.
Inicjatywa rozpoczęta przez indyjski rząd została pozytywnie odebrana na świecie, zbierając słowa pochwały między innymi od Nepalu czy USA. Warto zwrócić uwagę, że jest to także działanie wyraźnie kontrastujące z polityką niektórych bogatych państw. Kraje o wysokim poziomie dochodów składają się na 16% populacji Ziemi, jednak obecnie posiadają 60% szczepionek na COVID-19. Vaccine Maitri ma więc na celu walczyć z tymi nierównościami, dając dostęp do szczepionki także krajom rozwijającym się. Warto także zwrócić uwagę na fakt, że Indie odpowiadają za 60% światowej produkcji szczepionek, dysponują więc pokaźnymi możliwościami oraz wiarygodnością swojego przemysłu. Jest to ponadto skuteczny sposób na dyplomatyczną walkę z chińskimi wpływami w regionie.
Chińskie zaangażowanie w regionie jest stale wysokie, a wzrosło wraz z rozwojem Inicjatywy Pasa i Szlaku, obejmując nie tylko inwestycje infrastrukturalne, lecz także rozwój handlu oraz sprzedaż broni. Jak do tej pory New Delhi ciężko było przeciwstawić się temu wpływowi. Vaccine Maitri jest więc świetną okazją, by poprawić swój wizerunek w oczach sąsiadów, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że chińskie szczepionki nie zdążyły jeszcze dotrzeć w ten region świata. Pekin nie jest w tej kwestii łatwym partnerem negocjacyjnym. Rozmowy chińskiej formy zajmującej się rozwojem i produkcją szczepionek Sinovac z rządem Bangladeszu zostały zerwane, po tym jak Dhaka nie zgodziła się na współfinansowanie testów klinicznych.. Po tym wydarzeniu Bangladesz zwrócił się do New Delhi, które wysłało do kraju dwa miliony szczepionek, a także ułatwiło podpisanie kontraktu z Serum Institute of India (SII) na kolejne trzydzieści milionów dawek.
Czas pokaże czy Vaccine Maitri będzie efektywnym narzędziem poprawy globalnego oraz regionalnego wizerunku Indii. Warto jednak pamiętać, że New Delhi musi umiejętnie balansować między wewnętrznym zapotrzebowaniem na szczepionkę (które w przypadku Indii jest ogromne) z potrzebami polityki międzynarodowej. SII odłoży 50% ilości szczepionek wyprodukowanych w Indiach, a pozostała ilość trafi do krajów o niskich i średnich dochodach. Z pewnością jest to jednak krok w dobrą stronę jeśli chodzi o poprawę indyjskiego soft power, a także pole na skuteczne przeciwdziałanie chińskim wpływom w regionie. Pozostaje jedynie pytanie, czy takie gesty są w stanie na dłuższą metę konkurować z infrastrukturalnymi i handlowymi projektami Pekinu.
Więcej:
https://globalhealth.duke.edu/news/ensuring-everyone-world-gets-covid-vaccine
https://www.hindustantimes.com/india-news/how-dhaka-got-vaccines-from-india-after-china-asked-it-to-share-trial-costs-101611459036601-amp.html https://www.thehindu.com/business/Industry/india-to-play-vital-role-in-equitable-distribution-of-covid-19-vaccines-around-the-world-pharma-industry/article33430054.ece
Zbyt łatwa rezygnacja premiera Mongolii
Z pozoru niewinne wydarzenie sprowokowało protesty w Ułan-Bator, w skutek których doszło do niemal natychmiastowej do rezygnacji premiera Mongolii. Została ona jednak odebrana jako ucieczka przed odpowiedzialnością przy pogarszającej się sytuacji gospodarczej kraju.
Zamieszkana przez 3 milionowy mieszkańców Mongolia jak dotychczas dobrze radziła sobie z kontrolą pandemii. Do stycznia odnotowano tam raptem 1 548 przypadków i zaledwie dwa potwierdzone zgony, chociaż ponad 500 zakażeń jest aktywna obecnie w związku z niedawnym wzrostem infekcji. Chwalona za swoje wysiłki przez Światową Organizację Zdrowia Mongolia, odkupiła to jednak restrykcyjnym lockdownem i spowolnieniem gospodarczym, które spotykają się z niezadowoleniem obywateli.
W środę 20 stycznia kraj obiegły fotografie kobiety z noworodkiem, którą w nieludzkich warunkach transportowano do izolatki, po wykryciu u niej koronawirusa. Materiał wywołał u Mongołów współczucie i złość na podejście państwowej służby zdrowia do pacjentów, co sprowokowało ich do wyjścia na ulicę. Po kilku godzinach, manifestacja przerodziła się w protest przeciwko restrykcjom, jednocześnie krytykując podejście rządu do pandemii i ingerencję w wolność słowa i swobodę gromadzenia się.
Już następnego dnia premier Khurelsukh Ukhnaa powiedział, że „przyjmuje na siebie odpowiedzialność i akceptuje żądania opinii publicznej”, składając rezygnację, którą wkrótce zatwierdził kontrolowany przez jego Partię Pracy parlament. Oskarżył przy tym wywodzącego się z rywalizującej Partii Demokratycznej prezydenta Battulga Khaltmaa o podżeganie ludzi do protestów.
Sam prezydent, podobnie jak obserwatorzy mongolskiej polityki nie kryli zdziwienia zaistniałą sytuacją i tym jak łatwo i ochoczo premier Ukhnaa opuścił stanowisko szefa rządu. Na swojej stronie internetowej prezydent napisał, że rezygnacja premiera „podważyła zaufanie narodu mongolskiego, podkopała jego jedność i otwarcie oczerniała prezydenta Mongolii”.
Decyzja może być również spowodowana chęcią ucieczki od odpowiedzialnością przy pogarszających się warunkach gospodarczych, lub chęcią odświeżenia wizerunku Partii Pracy przed zaplanowanymi na czerwiec wyborami prezydenckimi. Protestujący również przyjęli rezygnację z zaskoczeniem, nie wierząc w dobre intencje byłego już premiera i dalej, niekiedy przy mrozie sięgającym -40°C wyrażając swoje niezadowolenie z sytuacji w kraju.
Więcej:
https://thediplomat.com/2021/01/mongolias-prime-minister-offers-shock-resignation-amid-protests/
https://www.bloomberg.com/news/articles/2021-01-21/mongolia-premier-resigns-blames-president-after-covid-protests
Największe protesty w historii?
Tegoroczny Dzień Republiki w Indiach, który co roku 26 stycznia jest okazją do świętowania jedności wieloetnicznego kraju nie odbył się tak jak zazwyczaj. Pandemia ograniczyła tradycyjne przyjęcie przez głowę państwa parad ze wszystkich regionów, jednak to nie wirus pozostanie w pamięci New Delhi, a masowe protesty rolników, którzy traktorami przełamywali policyjne barykady na ulicach stolicy i wdarli się do zabytkowego Czerwonego Fortu.
Wszystko zaczęło we wrześniu, kiedy to indyjski parlament przyjął ustawę znoszącą rolę państwa w skupie nadwyżek produktów rolnych, oddając więcej miejsca na rynku żywności prywatnym firmom. Spotkało to się z niepokojem osób zatrudnionych w sektorze, którzy dzięki gwarancjom rządowym, byli w stanie spokojnie planować swoje wydatki, nie obawiając się nagłego braku gotówki wynikającego z nadpodaży jakiegoś produktu. Rolnictwem zajmuje się aż 50% pracujących w Indiach, jednak generuje ono jedynie 16% krajowego PKB i regularnie spada. Indie mające ambicje sięgające co najmniej potęgi regionalnej, potrzebują więc postawić na inne sektory, reformując archaiczne systemy wspierania rolnictwa zbudowane na potrzeby pierwszych lat niepodległości, kiedy produkcja wystarczającej ilości żywności była priorytetem.
Obecnie Indie są jej eksporterem i rząd chce zwiększyć role wolnego rynku i prywatnych inwestorów w sektorze, co w połączeniu z niepewną sytuacją pandemiczną odbiera poczucie bezpieczeństwa niemal połowie mieszkańców najludniejszego już wkrótce kraju świata. Protesty które rozpoczęły się na szeroką skalę w listopadzie zmusiły obydwie strony do rozmów, jednak wszystkie dotychczasowe negocjacje zakończyły się fiaskiem, czego efektem była najbrutalniejsza jak na razie manifestacja 26 stycznia.
Rolnicy nie chcą się zgodzić na żadne polubowne rozwiązania, żądając całkowitego wycofania reform i pozostania przy systemie nazywanym „Mandi”. Rząd Modiego jest równie zdeterminowany do pozostania przy niezbędnych jego zdaniem zmian, oskarżając rolników o dywersje i wspieranie sił antypaństwowych, przy czym pojawiają się nawet argumenty, że protestujący działają na korzyść lub zlecenie Pakistanu.
Według różnych szacunków, w we wszystkich regionach łącznie strajkować mogło nawet 250 osób, czyniąc je największymi protestami społecznymi w historii ludzkości. Ciągły impas w negocjacjach zapowiada kontynuacje kryzysu w kolejnych tygodniach, któremu mogą towarzyszyć coraz radykalniejsze środki, jak już pojawiające się starcia z policją, wyłączanie internetu czy blokowanie mediów społecznościowych.
Więcej:
https://www.aljazeera.com/news/2021/2/2/why-indias-farmer-protests-are-resonating-in-the-us
https://www.nytimes.com/2021/01/25/world/asia/india-farmers-protests-delhi.html
Partia Nazarbayeva wygrywa niedemokratyczne wybory w Kazachstanie
Łączone wybory parlamentarne i samorządowe zostały zdominowane przez kontrolowaną przez Nursułtana Nazarbajewa partię Nur Otan. Mandaty do parlamentu udało się również zdobyć dwóm sprzymierzonym z rządem partią, jednak ugrupowania opozycyjne znalazły się pod progiem, bądź w ogóle nie wzięły udział w głosowaniu.
10 stycznia odbyły się łączone wybory parlamentarne i samorządowe w Kazachstanie. Przy niskiej jak dotychczas frekwencji 63% i z wynikiem 71% zwyciężyła w nich partia Nur Otan, należąca do byłego prezydenta kraju, Nursułtana Nazarbayeva. W 2019 roku po 30 latach rządów, zrezygnował on z najwyższego urzędu w państwie, pozostając jednak w Radzie Bezpieczeństwa Kazachstanu, której wcześniej przekazał więcej uprawnień. Jego następca, Kassym-Jomart Tokayev przedstawiał siebie wówczas jako ostrożnego reformatora, obiecując „rywalizację polityczną”, dopuszczając do procesu wyborczego więcej głosów.
Wydaje się jednak, że kraj poszedł w przeciwnym kierunku. Obserwująca wybory Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) stwierdziła w swoim oświadczeniu, że kampania wyborcza była „niekonkurencyjna”, pozostawiając obywateli właściwie „bez możliwości wyboru”. Ponadto, obserwatorzy OBWE zwracali uwagę, że krajobraz polityczny Kazachstanu jest silnie zdominowany przez partię rządzącą, przez co różnica pomiędzy nią a rządem często się zaciera.
Największe zarejestrowane ugrupowanie opozycyjne zbojkotowało wybory, czego efektem jest niższa frekwencja w dużych ośrodkach miejskich jak stolica Nur-sułtan czy Ałmaty. Dochodziło tam również do sporadycznych protestów i pikiet antyrządowych, jednak nie przerodziły się w nic bardziej masowego, a kilkudziesięciu uczestników zakończyło swoje manifestacje w areszcie.
Sytuacja w bogatym w surowce naturalne Kazachstanie jest stosunkowo stabilna, jednak kraj musi mierzyć się z licznymi wyzwaniami. Po za związanym z pandemią kryzysem ekonomicznym i zdrowotnym, martwiące dla rządzących powinny być spadek cen i popytu na węglowodory, napięte relacje z Kremlem, oraz rewolty społeczne w Kirgistanie i na Białorusi, które w miarę wzrostu niezadowolenia brakiem pluralizmu w polityce i pogarszającymi się warunkami życia mogą również zawitać do Kazachstanu.
Więcej:
https://www.aljazeera.com/news/2021/1/11/kazakh-ruling-party-sweeps-election-criticised-as-uncompetitive
https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-01-11/wybory-parlamentarne-i-samorzadowe-w-kazachstanie
Wzrost napięcia w Cieśninie Tajwańskiej
Fundamentalne zmiany w relacjach tajwańsko-amerykańskich, wzajemne wizyty, prowokacje wojskowe i waga symboli. Konflikt pomiędzy ChRL a Tajwanem ciągle narasta i przełamuje kolejne czerwone linie.
Od kiedy w 1979 roku Stany Zjednoczone oficjalnie nawiązały stosunki dyplomatyczne z Chińską Republiką Ludową, relacje z rządem Republiki Chińskiej na Tajwanie były regulowane przez dokument „Taiwan Relations Act”. USA zobowiązały się do uznawania polityki jednych Chin, i wszelkie kontakty z oficjelami z Tajwanu musiały mieć charakter nieoficjalny, a każda wizyta państwowego urzędnika była poprzedzona starannymi przygotowaniami co do charakteru spotkania. Na kilka tygodni przed odejściem ze stanowiska, Mike Pompeo zniósł to ograniczenie, które niegdyś USA samo na siebie nałożyło, zezwalając bez przeszkód na oficjalne kontakty na najwyższym szczeblu.
Decyzji towarzyszyły agresywne oświadczenie, w którym Pompeo sugerował, że nigdy więcej USA nie powinno komplikować swoich relacji z Tajpej na potrzeby spoufalania sobie komunistycznego reżimu w Pekinie. Spotkało się to z ciepłym przyjęciem przez Tajwan. Wiceprezydent Lai napisał wówczas na Twitterze, że „Tajwan to kraj i zaufany partner, i zasługuje na adekwatne traktowanie…”. Komentarza nie udzieliła za to sama prezydent Tsai, być może obawiając się zbytniego drażnienia Pekinu.
Chińskie MSZ zarzuciło Pompeo wywieranie presji na nowej administracji USA i oświadczyło, że jego decyzja uderza w podstawowe interesy Chin, co spotka się ze zdecydowanymi reakcjami. Faktycznie, w styczniu Tajwan odnotował znacznie więcej naruszeń swojej przestrzeni powietrznej niż zwykle, czego szczyt miał miejsce w okolicach zaprzysiężenia Bidena, kiedy to dwa dni pod rząd, chińskie bombowce i myśliwce podrywały tajwańskie siły zbrojne w stan najwyższej gotowości. Chiny na wizyty urzędników z Waszyngtonu na Tajwanie odpowiadały dotychczas podobnymi manewrami, przez co można się spodziewać, że wraz z decyzją Pompeo, ilość wzajemnych prowokacji wzrośnie.
Jeżeli wierzyć w wagę symboli, to Tajwan zrobił w styczniu jeszcze jeden mały krok do odseparowania się od kontynentalnych Chin. Z okładki nowego paszportu znikło angielskie wyrażenie „Republic of China”, pozostawiając tą nazwę w łacińskim alfabecie jedynie drobną czcionką wokół godła. Nazwa nieuznawanego kraju pozostaje zapisana w chińskich znakach, jednak to co wrzuca się w pierwszej kolejności w oczy to powiększony napis ‘TAIWAN’. Prezydent Tsai Ing-wen napisała, że większa czcionka sprawi, że „społeczności międzynarodowej będzie trudniej ignorować istnienie Tajwanu”. Zapotrzebowanie na wydanie nowego paszportu od razu wzrosło, a niektórzy mieszkańcy dodają do okładki nalepkę z ‘REPUBLIC OF’, agitując za zerwaniem z tradycją chińską i ogłoszenia Republiki Tajwanu. Ministerstwo ChRL, te kąśliwe zabiegi skomentowało oświadczeniem, że niezależnie od tego jakich „trików” użyje rząd w Tajpej, nie zaprzeczy to faktu, że wyspa jest i pozostanie częścią Chin.
Więcej:
https://www.nytimes.com/2021/01/11/world/asia/taiwan-new-passport.html
https://www.brookings.edu/blog/order-from-chaos/2021/01/11/after-lifting-restrictions-on-us-taiwan-relations-what-comes-next/
Pogrążona w kryzysie gospodarczym Korea Północna pręży muskuły.
Większość decyzji w Korei Północnej podejmowane jest za zamkniętymi drzwiami i zagraniczni obserwatorzy mogą się tylko domyślać o intencjach władz w Pjongjangu. Łącznie 9 godzin przemówień Kim Dzong Una podczas rzadkiego wydarzenia jakim jest Kongres Partii Pracy, może dać trochę wskazówek, co do perspektywy na świat młodego dyktatora.
5 stycznie rozpoczął się trwający osiem dni Kongres Partii Pracy. Chociaż jest to najwyższy organ decyzyjny w Korei Północnej jego zjazdy nie odbywają się regularnie. Teoretycznie, podobnie jak w innych reżimach azjatyckich, ma on wyznaczać plany gospodarcze na okres kolejnych 5 lat i decydować o najważniejszych kierunkach polityki kraju. Kim Dzong-Il nie był jednak ich zwolennikiem i pierwszy Kongres po 1980 roku odbył się dopiero za rządów jego syna, Kim Dzong Una w 2016.
Co zaskakujące dla północnokoreańskiego reżimu, w mowie otwierającej zjazd przewodniczący Kim przyznał, że plany założone 5 lat wcześniej „poległy niemal we wszystkich sektorach”. Winna ma być temu przede wszystkim pandemia koronawirusa. Kim wprawdzie pochwalił naród za dyscyplinę, a kraj według oficjalnych statystyk nie odnotował ani jednego zakażenia COVID-19, to jednak istnieją poważne przesłanki że choroba zebrała Korei Północnej swoje żniwo, co władza stara się starannie ukryć (między innymi sytuacje opisane przez nas we wpisie z poprzedniego roku tutaj). Bez względu jednak na skale zarazy, gospodarczych skutków zamknięcia granic nie da się ukryć, a te dla Pjongjangu są nieubłagalne. Handel zagraniczny spadł o około 80%, ceny owoców i warzyw gwałtownie rosną, a podstawowych produktów jak pasta do zębów, cukier czy olej, brakuje nawet w wystawnej stolicy.
W kwestii polityki zagranicznej, wrogie słowa padły w stronę USA, które Kim nazwał „arcywrogiem” stanowiącą „fundamentalną przeszkodę” dla rozwoju Korei Północnej, przez co wysiłki kraju powinny skupić się na „obezwładnieniu i rzuceniu ich na kolana”. Mimo nadejścia nowej administracji w Waszyngtonie dyktator zwrócił uwagę, że niezależnie kto kieruje USA, polityka kraju się nie zmieni i relacje z Pjongjangiem będą uzależnione od chęci Stanów Zjednoczonych do zaprzestania swojej wrogiej polityki. Więcej miłych słów popłynęło w stronę Korei Południowej, której poświecono znaczną część trzeciego dnia obrad, a Kim miał zadeklarować „wszechstronne poszerzania i rozwijania wzajemnych stosunków”.
Najwięcej powodów do obaw dają jednak wzmianki o nowych technologiach przenoszenia głowic jądrowych, które rzekomo północnokoreański reżim ma rozwijać. Wymienia się wśród nich wielogłowicowe, możliwość wystrzelenia pocisków spod powierzchni wody oraz satelity szpiegowskie. Z uwagi na niewielką ilość informacji nie jest jasne, czy Korea Północna faktycznie byłaby w stanie rozwinąć tak zaawansowane systemy, jednak znacząco zwiększyły by one możliwość bezpośredniego zagrożenia zachodniemu wybrzeżu USA.
https://www.nbcnews.com/news/world/north-korea-s-kim-threatens-build-more-nukes-bring-u-n1253625
Redakcja: Tomasz Obremski