Kariera chińskich szczepionek przeciwko COVID-19: stan na koniec roku 2020
Jakub Kamiński
Wraz z nowym rokiem wkraczamy w kolejny etap działań nakierowanych na powstrzymanie pandemii. W centrum tych wydarzeń znajdują się powstałe w rekordowo krótkim czasie szczepionki, które mają stanowić narzędzie pokonania choroby. Przyjmując globalną perspektywę, warto pochylić się nad postępami państw niezachodnich w ich opracowaniu, wśród których Chiny urastają do rangi lidera.
Końcówka ubiegłego już 2020 roku przyniosła nam przełom w zakresie walki z koronawirusem, wraz z akceptacją do użycia na szeroką skalę pierwszych szczepionek przeciwko temu patogenowi. Największy sukces osiągnęła szczepionka BNT162b2, powstała przy współpracy amerykańskiego koncernu farmaceutycznego Pfizer z niemieckim BioNTech, gdyż zaakceptowana ona została przez 49 państw na świecie (stan na 2 stycznia 2021), w tym przez Polskę. Nie oznacza to jednak zaprzestania prac nad tym narzędziem do zwalczenia pandemii przez inne kraje i przedsiębiorstwa, a z powodu mnogości użytych technologii, różnych możliwości produkcyjnych, zdolności logistycznych, motywów politycznych i zwykłej konkurencji rynkowej, producentów jak i samych szczepionek będzie wiele. W kontekście opisywanej sprawy warto przyjrzeć się Chińczykom, gdyż ich prace nad uzyskaniem szczepionki zaowocowały akceptacją pierwszej z nich, BBIBP-CorV (stworzonej przez państwowe przedsiębiorstwo Sinopharm) w dwóch krajach poza ChRL: Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Bahrajnie.
Postępy Chińczyków w pracach nad szczepionką
Pandemia koronawirusa, z uwagi na nadzwyczaj dotkliwe skutki dla zdrowia publicznego i gospodarek większości państw na globie, wytworzyła bardzo silną presję na stworzenie bezpiecznej i skutecznej szczepionki w jak najkrótszym czasie. Z powodu faktu, że osiągnięcie tego celu stanowi również niemały sukces polityczny i wzrost prestiżu, przyczyniło się to do potraktowania kwestii opracowania szczepionki priorytetowo. Państwo Środka prócz opisanego wyżej, już zaakceptowanego do masowego użycia preparatu marki Sinopharm, pracuje nad kilkoma innymi szczepionkami, których część znajduje się w zaawansowanej, trzeciej fazie badań klinicznych, bezpośrednio poprzedzającej uzyskanie podobnego statusu. Należą do nich m.in. CoronaVac firmy Sinovac, Ad5-nCoV od CanSino Biologics, ZF2001 od Anhui Zhifei Longcom, a także nienazwana jeszcze szczepionka tworzona przez Chińską Akademię Nauk Medycznych.
Wszystkie z wymienionych szczepionek uzyskane zostały za pomocą technologii już używanych przy produkcji takich preparatów przeciwko innym chorobom. Stanowi to odmianę dla produktu Pfizera/BioNTechu, który będzie pierwszą masowo użytą szczepionką wykorzystującą technologię opartą o mRNA wirusa (choć należy zaznaczyć, iż sama technologia jest znana i rozwijana od wielu lat). Tworzy to praktyczną przewagę dla chińskich szczepionek, które nie będą wymagały tak niskich temperatur przechowywania jak BNT162b2 – zgodnie z oficjalnymi danymi, ta przed użyciem musi znajdować się w temperaturze od -90°C do -60°C. Znaczna część krajów Globalnego Południa nie będzie w stanie efektywnie rozdystrybuować tak wrażliwej na ciepło szczepionki w mającej sens z punktu widzenia zdolności do wytworzenia odporności stadnej skali, a w dodatku kraje zachodnie wykupiły już ogromne ilości dawek, które dopiero czekają na wyprodukowanie. Państwa te będą zatem szukać alternatywy wśród innych producentów, wśród których najpewniej nie zabraknie tych z Państwa Środka.
Aspekt polityczny sprawy
Dodatkowych argumentów za wybraniem chińskich szczepionek stara się dostarczyć sam rząd w Pekinie. Już w lipcu 2020 r. zapowiedział udzielenie krajom karaibskim oraz Ameryki Łacińskiej 1 miliarda dolarów pożyczki na ich zakup. W standardowy dla Chin sposób, negocjacje na ten temat prowadzone są jednak głównie w sposób bilateralny, z czego będą wynikać różne warunki transakcji w zależności od kraju. Należy przy tym zauważyć, iż relacje polityczne mogą stanowić decydujący czynnik wpływający na to, która szczepionka zostanie wybrana przez dane państwo. Jaskrawym przykładem takiej sytuacji jest szybka akceptacja rosyjskiej szczepionki Sputnik V przez Białoruś, czy ogłoszenie zamiaru zakupu chińskiej szczepionki przez Pakistan, bliskiego sojusznika Pekinu.
Kolejnym elementem działań ChRL na opisywanym polu jest uprawianie swoistej „dyplomacji szczepionkowej”. Jej przejawem było np. listopadowe wystąpienie Xi Jinpinga na szczycie G20 w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie. Zapewnił on na nim, iż Chiny działają na rzecz wzmocnienia międzynarodowej współpracy w zakresie rozwoju prac nad szczepionkami i by one same, z pomocą Państwa Środka stały się „dobrem publicznym, z którego obywatele wszystkich krajów będą mogli skorzystać i których będzie na nią stać”. ChRL dołączyła również w październiku do współprowadzonej przez WHO inicjatywy Covax, której zadaniem jest sprawiedliwe rozdysponowanie szczepionek wśród grup największego ryzyka we wszystkich krajach na świecie. Działania tego typu można postrzegać jako kolejną odsłonę międzynarodowej walki o przewagę w zakresie soft power oraz próbę pewnego załagodzenia strat wizerunkowych, które nastąpiły z powodu okoliczności wybuchu epidemii właśnie w tym kraju. Ponadto zabieganie o pozycję lidera państw rozwijających się stanowi powtarzający się element polityki zagranicznej tego kraju jeszcze od czasów maoistowskich.
Kontrowersje
Należy odnotować, iż narracja starająca się czynić z Chin odpowiedzialne państwo przewodzące walce z wirusem wystawiona jest na szwank z powodu braku transparentności towarzyszącego szczepionce Sinopharmu. Wciąż nie udostępniono danych na temat badań, które posłużyły do określenia poziomu skuteczności szczepionki (będącej wg. oficjalnych komunikatów skutecznej w 79% po przyjęciu dwóch dawek) i tym, czy jest ona w pełni bezpieczna. Jak twierdzi wirusolog Jin Dong-Yan z Uniwersytetu Hongkońskiego, jeśli taki stan rzeczy pozostanie niezmieniony, może to poskutkować mniejszym zaufaniem dla szczepień w krajach, które ją przyjmą. Obawia się on też scenariusza, w którym państwa zmuszone będą wybierać pomiędzy brakiem szczepionki a szczepionką pozbawioną wiarygodnych danych umożliwiających jej ocenę.
Podsumowanie
Charakterystyka pandemii wirusa SARS-CoV-2 i jej druzgocący wpływ na szereg dziedzin życia społeczeństw na całym świecie sprawia, że bezpieczna, skuteczna oraz zastosowana w odpowiednio dużej skali i krótkim czasie szczepionka jest warunkiem niezbędnym powrotu do normalności. Zdolności produkcyjne i dystrybucyjne w tym zakresie czynią z Państwa Środka ważny podmiot umożliwiający osiągnięcie tego celu, w związku z czym tak potrzebne jest egzekwowanie od tego kraju przestrzegania procedur umożliwiających odpowiednie monitorowanie działania szczepionki. Pozwoli to jednocześnie zminimalizować ewentualne ryzyka, jak i uspokoić naturalnie występujące obawy mogące mieć negatywne przełożenie na poziom zaszczepienia populacji, jak i na spadek zaufania ludzi do szczepień w ogóle.
(Z uwagi na bardzo dynamiczny rozwój sytuacji i szybkie postępy w badaniach, część zawartych w tekście danych może być już nieaktualna.)
Więcej:
- https://covid19.trackvaccines.org/vaccines/
- https://edition.cnn.com/2020/07/23/americas/china-billion-vaccine-latin-america-coronavirus-intl/index.html
- https://www.scmp.com/news/china/science/article/3116135/coronavirus-flurry-international-orders-chinese-vaccines
- https://www.theguardian.com/world/2020/oct/09/covax-vaccine-global-effort-gets-chinas-support
- https://www.nature.com/articles/d41586-020-03563-z
- https://www.reuters.com/article/us-g20-saudi-china-xi/xi-says-china-ready-to-boost-global-covid-19-vaccine-cooperation-idINKBN2810L7
Spór dyplomatyczny i polityczny między Chinami i Australią
Agata Naruszewicz
Pomimo bliskich więzi gospodarczych relacje chińsko-australijskie uległy znacznemu pogorszeniu w 2020 roku. Jednym z najważniejszych bezpośrednich przyczyn zaognienia konfliktu był apel Australii o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie COVID-19, jednak bardzo szybko zaczął on dotyczyć również innych kwestii, takich jak gospodarka, edukacja, prawa człowieka.
Początki konfliktu
Ochłodzenie relacji australijsko-chińskich nastąpiło jeszcze w 2018 roku, po wykluczeniu przez Australię koncernu Huawei z budowy sieci 5G. Później konflikt narastał powoli, gdy zwiększały się obawy Australijczyków dotyczące rzekomej ingerencji Chin w politykę ich kraju.
Spór zaostrzył się po wybuchu pandemii COVID-19, gdy w kwietniu 2020 roku australijski minister spraw wewnętrznych, Peter Dutton, zaczął wzywać do podjęcia międzynarodowego śledztwa w sprawie pochodzenia COVID-19 i działań rządu chińskiego na początku pandemii. Apel został poparty przez premiera Australii, Scotta Morrisona, a Chiny zinterpretowały go jako obwinianie ich kraju za wybuch pandemii. Hu Xijin, redaktor naczelny chińskiego dziennika „Global Times”, nazwał Australię „gumą przyklejoną do chińskiego buta”, natomiast chiński ambasador w Australii Cheng Jingye ostrzegł Australię, że dalsze wzywanie do podjęcia śledztwa może doprowadzić do bojkotu australijskich towarów w Chinach.
Gospodarczy wymiar konfliktu
Chiny zaczęły wprowadzać restrykcje ograniczające import z Australii w kwietniu. W maju nałożono na jęczmień wynoszące ponad osiemdziesiąt procent cła antydumpingowe (jęczmień miał być według Chin dotowany i sprzedawany po zaniżonych cenach). Jako że Chiny stanowią główny kierunek eksportu tego zboża przez Australię, nałożenie cła wywołało obawy u australijskich rolników.
W listopadzie cła antydumpingowe w wysokości 107-212 procent nałożono na importowane z Australii wino. Powodem tych restrykcji, podobnie jak w przypadku jęczmienia, była wyrażona przez chińskich urzędników obawa, że sprzedawanie australijskiego wina po zaniżonych cenach może szkodzić chińskim producentom.
Pojawił się też zakaz importowania do Chin drewna z australijskiego stanu Queensland. Zakaz miał związek z wykryciem w drewnie szkodników. Pojawiły się również doniesienia o ograniczeniach w handlu węglem, miedzią i wołowiną, dotyczące coraz większej liczby australijskich producentów.
Australia uznaje nakładane przez Chiny cła za bezzasadne i spowodowane wyłącznie narastającym konfliktem dyplomatycznym. Jako że jęczmień był jednym z pierwszych australijskich towarów, na który Chiny nałożyły w tym roku cła antydumpingowe, właśnie te cła zostały w grudniu zaskarżone do Światowej Organizacji Handlu przez rząd australijski.
Edukacja
W ostatnich latach, Australia stanowiła jedną z popularniejszych destynacji chińskich studentów. Stanowili oni większość zagranicznych studentów, przynosząc Australii duże korzyści finansowe (jako że uczelnie czerpią zyski z opłat dokonywanych przez studentów zagranicznych). Na początku czerwca tego roku, Ministerstwo Edukacji Chińskiej Republiki Ludowej wydało dwa ostrzeżenia, które odradzały Chińczykom wyjazd do Australii na studia. Jednym z powodów miała być dyskryminacja, której ofiarą padają chińscy studenci zagraniczni w Australii.
Zaostrzenie konfliktu wywołane zdjęciem na Twitterze
Konflikt między Chinami i Australią miał również swoje przełożenie na świat wirtualny. Pod koniec listopada, chiński rzecznik prasowy Zhao Lijian opublikował na Twitterze fotomontaż przedstawiający australijskiego żołnierza, który przykłada nóż do szyi afgańskiego chłopca. Opis zdjęcia nawoływał do pociągnięcia Australii do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne dokonane przez australijskich wojskowych w Afganistanie. Wpis wywołał duże kontrowersje. Premier Australii Scott Morrison zażądał od Chin przeprosin za rozpowszechnianie fałszywych informacji, jako że Australia przyznała się otwarcie do zbrodni popełnionych przez jej żołnierzy w Afganistanie i sama zaczęła prowadzić w tej sprawie śledztwo. Premier Scott Morrison opublikował apel do Chińczyków na chińskiej platformie WeChat, został on jednak bardzo szybko usunięty. Działania Chin potępiły takie kraje jak Stany Zjednoczone i Nowa Zelandia.
Dalsza eskalacja konfliktu
W listopadzie tego roku Zhao Lijian, rzecznik prasowy chińskiego MSZ, obarczył Australię winą za pogorszenie się relacji między dwoma krajami. W listopadzie wyciekła również składająca się z czternastu podpunktów lista zażaleń, której autorem była chińska ambasada w Canberze. Oskarżała ona Australię o rozpowszechnianie fałszywych informacji, działanie na niekorzyść Chin. Listę zażaleń można postrzegać jako swojego rodzaju przestrogę dla pozostałych partnerów gospodarczych Chin.
Konflikt ma również swoje odzwierciedlenie w działaniach na arenie międzynarodowej: Australia, podobnie jak wiele innych krajów, otwarcie wyraża swoje zaniepokojenie sytuacją panującą w chińskiej prowincji Xinjiang oraz w Hong Kongu, nazywając działania Pekinu łamaniem praw człowieka.
Pod koniec 2020 roku ogłoszono, iż australijski stan Wiktoria najprawdopodobniej wycofa się z współpracy z chińską prowincją Jiangsu w ramach inicjatywy Pasa i Szlaku. Chiński dziennik „China Daily” odniósł się do tej informacji z dużym niezadowoleniem, postrzegając działania Australii jako zemstę za nałożone w 2020 roku cła. Wszystko wskazuje więc na to, że konflikt między Australią i Chinami nie ulegnie w najbliższym czasie poprawie. Kończy się również czas postrzegania Australii za kraj, który jest w stanie być jednocześnie partnerem gospodarczym Chin i sojusznikiem Stanów Zjednoczonych.
Więcej:
Kontrowersyjna umowa last-minute między Chinami a Unią Europejską
Po niemal 7 latach negocjacji i ponad 30 rundach negocjacyjnych, rzutem na taśmę jeszcze w 2020 roku doszło do porozumienia w kwestii treści umowy inwestycyjnej pomiędzy Chinami, a Unią Europejską. Decyzja budzi jednak szerokie kontrowersje w samej Unii i do wprowadzenia porozumienia w życie jest jeszcze daleka droga.
W 2014 roku rozpoczęto negocjacje nad nową Wszechstronną Umową Inwestycyjną (z ang. Comprehensive Agreement on Investment) między Chińską Republiką Ludową, a Unią Europejską. Z założenia, miała ona przywrócić wzajemność i wyrównać otwartość dla bezpośrednich inwestycji w sytuacji, kiedy chińskie firmy miały znacznie łatwiejszy dostęp do runku europejskiego, niż unijne podmioty w Państwie Środka.
Ponad 30 rund negocjacyjnych nie przyniosło jednak żadnego porozumienia i jeszcze na początku grudnia wydawało się, że szanse na osiągnięcie porozumienia są znikome. Opór stawiali przede wszystkim Chińczycy, którzy żądali od Unii większych kompromisów, podczas gdy Bruksela zwracała uwagę, że sama umowa ma być wyrównaniem niesymetrycznych relacji, więc o ustępstwach z jej strony nie powinno być mowy. Co więcej ostatnie dwa lata przyniosły oziębienie wzajemnych relacji. Unia zaczęła nazywać ChRL systemowym rywalem i konkurentem gospodarczym, krytykować za łamania praw człowieka w Sinciangu i umów międzynarodowych w Hong Kongu i na Morzu Południowochińskim. Z kolei Pekin, tak zwaną wilczą dyplomacją pogorszył znacznie swoje stosunki z niektórymi państwami członkowskimi i zapowiedział postawienie na podwójną cyrkulację w krajowej gospodarce, czyli większy nacisk na rynek wewnętrzy i tym samym zatrzymanie chińskiego kapitału w Chinach, czemu międzynarodowa umowa inwestycyjna by nie pomogła.
Prezydencji niemieckiej bardzo zależało jednak na przeforsowaniu umowy w trakcie swojej kadencji i był to jeden z priorytetów Berlina, który w pierwszych miesiącach musiał się skupić na negocjacjach nowego budżetu i funduszu odbudowy. Po jego ostatecznym przyjęciu w grudniu doszło do nagłego przełomu w negocjacjach nad CAI i ustępstw po stronie chińczyków. Szczegóły negocjacji i ramy umowy nie są jednak znane, jednak w końcu doszło do porozumienia w sprawie jej treści.
Procesowi towarzyszyły liczne kontrowersje. Wkrótce po przełomie w negocjacjach list otwarty do przywódców unijnych wystosowało szerokie grono europejskich ekspertów ds. międzynarodowych, zwracając uwagę, że sugerowane ustępstwa Pekinu nie są wystarczające, w umowie nie zadowalających zapisów wzywających Chiny do przestrzegania praw człowieka i zgoda co do treści umowy jest dyplomatycznych zwycięstwem Komunistycznej Partii Chin, której po roku pełnym kontrowersji Unia na koniec kolokwialnie mówi, że nic się nie stało. Swoje zastrzeżenia co do forsowania porozumienia wnosiła również Polska w osobie Ministra Spraw Zagranicznych Zbigniew Rau, który apelował, by nie podejmować tak ważnych decyzji w momencie przejścia władzy w USA i bez konsultacji z sojusznikami zza Atlantyku.
To USA są bowiem największym przegranym tej umowy, gdyż Joe Biden już w trakcie kampanii zapowiadał szeroki sojusz międzynarodowy z europejskimi sojusznikami na czele przeciwko asertywnej polityce Pekinu. Już przed inauguracją będzie miał więc miał o czym myśleć w kontekście spójności relacji transatlantyckich. W obliczu palących problemów wewnętrznych USA, prezydencja niemiecka mogła jednak dojść do wniosku, że jest to dobry moment na budowanie fundamentów pod swoją strategiczną autonomię oraz zbudować lewar wobec nowej administracji Waszyngtonu, która podobnie jak obecna nie akceptuje niemiecko-rosyjskiego projektu Nord Stream 2.
Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że przez wielu sceptyków pośpieszne negocjacje za zamkniętymi drzwiami, w których poza reprezentantami Komisji oraz Rady Europejskiej oraz prezydencji niemieckiej bezpodstawnie brał udział raptem jeden lider pozostałych państw członkowskich – Emmanuel Macron, zbuduje sobie obraz Berlina, który chce samodzielnie, lub co najwyżej w tandemie z Paryżem decydować o przyszłości projektu integracji europejskiej.
Warto również wspomnieć, że dopiero zakończony został etap negocjacji i treść umowy musi w końcu zostać opublikowana i zatwierdzona przez Parlament Europejski. Ten tradycyjnie zwraca więcej uwagi na wartości i prawa człowieka i pod koniec grudnia zatwierdził rezolucje z poparciem 89% wzywającą władze Unii do stanowczego działania w sprawie pracy przymusowej w Xinjiangu. Ponadto wielu Europarlamentarzystów powtarza, że CAI nie przejdzie bez jasnego zapisu zobowiązującego do przestrzegania międzynarodowych konwencji w tym zakresie. Biorąc pod uwagę rosnący sceptycyzm wobec Pekinu wielu państw członkowskich oraz stanowcze podejście wielu unijnych urzędników z pozostałych, wypracowanie kompromisu w Europarlamencie może być bardzo trudne.
Więcej:
https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_20_2541
Niechciani Rohindża trafią na bezludną wyspę
Bangladesz rozpoczął przesiedlenia mniejszości Rohindżów na niezamieszkałą wcześniej wyspę w Zatoce Bengalskiej. Chociaż przeludnienie obozów na lądzie zaczyna być kłopotliwe, to według obrońców praw człowieka przeniesienie ich na morze nie rozwiąże dotychczasowych problemów, a w miarę upływu czasu tylko je spotęguje.
W skutek prześladowań i przymusowych przesiedleń z sąsiadującej Mjanmy, ponad milion Rohindżów mieszka obecnie w obozie dla uchodźców w Cox’s Bazar na wybrzeżu południowowschodniego Bangladeszu. W celu jego odciążenia rząd w Dhakka zaczął w grudniu przesiedlenia części mieszkańców na niezamieszkałą dotychczas wyspę Bhashan Char. Do końca miesiąca przetransportowano prawie 4 tysiące osób, a docelowo ma tam trafić 100 tysięcy uchodźców.
Obrońcy praw człowieka zwracają uwagę, że na wyspie nie ma warunków dla takiej liczby mieszkańców. W proces nie jest zaangażowana żadna instytucja międzynarodowa i istnieją obawy o kwestie sanitarne jak dostęp do wody czy opieki medycznej, a także natury przyrodniczej, gdyż wyspa jest podatna na katastrofy naturalne jak tajfuny czy powodzie.
Zastępca dyrektora ds. Azji w Human Rights Watch, Phil Robertson obóz na wyspie nazwał w wypowiedzi dla radia NPR, „tykającą katastrofą”. Porównał ją również do więzienia Alcartaz, zwracając uwagę, że uchodźcy nie tylko nie są doinformowani o warunkach jakie czekają na nich na miejscu, ale również nie mają żadnej fizycznej możliwości wydostania się z wyspy.
Więcej:
Japonia kontynuuje kosmiczne sukcesy Azjii
Po udanej chińskiej misji księżycowej Chang’e 5, kolejnym sukcesem zakończyła się wieloletnia misja Japońskiej Agencji Eksploracji Kosmicznej JAXA, która po raz pierwszy w historii dostarczyła na Ziemię próbek z wnętrza asteroidy.
Pod koniec listopada w kierunku Księżyca udała się chińska misja Changa’e 5, która po wylądowaniu na Srebrnym Globie pobrała z niego 2 kilogramy materiału i powróciła z nimi na Ziemię. Lądując bezpiecznie w Mongolii Wewnętrznej 16 grudnia dostarczyła naukowcom pierwszych próbek z ziemskiego satelity od zakończenia programu Apollo, ponad 40 la temu. Więcej o misji i o chińskim programie kosmicznym pisaliśmy w listopadowym podsumowaniu.
Kolejnej przełomowej operacji dokonali Japończycy. Na początku grudnia odnaleźli oni w Centralnej Australii kapsułę zawierającą około jednego grama próbek z Ryugu – asteroidy o szerkości niemal dwóch kilometrów orbitującej słońce na pomiędzy Ziemią a Marsem. Misja Hayabusa2 rozpoczęła się w 2014 roku startem rakiety M-V, która po 3,5 roku podróży wymagającej niezwykłej precyzji dotarła do Ryugu gdzie długo przygotowywała się do lądowania i powrotu na ziemską orbitę, skąd na powierzchnie wysłała kapsułę z materiałami samemu udając się w kolejną podroż do innej asteroidy, do której ma dotrzeć w 2031 roku.
Zlokalizowanie mierzącej zaledwie 40 centymetrów kapsuły na Australijskich pustkowiach było jak szukanie igły w stogu siana i sami Japończycy liczyli się z możliwością fiaska. Szczęśliwie udało się ją znaleźć co pozwoli naukowcom na pierwsze badanie próbek pochodzących bezpośrednio z wnętrza asteroidy. Co prawda dysponujemy już wieloma tego typu materiałami, które nieustannie spadają na Ziemi w postaci meteorytów, to jednak są one skażone ziemską atmosferą, co utrudnia badania.
Z kolei Hayabusa - poprzedniczka misji z 2003 roku, po 7 latach dostarczyła na Ziemię w 2010 roku próbek zaledwie z powierzchni innego okołoziemskiego obiektu – 25143 Itokawa. Kontynuując eksploracje mniejszych obiektów, Japończycy przygotowują również podobne misje na księżyce Marsa oraz mogą pochwalić się znaczącymi postępami w zakresie pionierskich żagli słonecznych.
Więcej:
https://www.bbc.com/news/science-environment-55201662
Protesty rolników w Indiach
Będące zdominowane przez sektor rolniczy Indie wchodzą w Nowy Rok przy ogólnonarodowych protestach wobec wprowadzanego przez rząd prawa mogącego uzależnić obszary wiejskie od wielkich korporacji spożywczych.
W Indiach rozpoczęły się protesty sektora rolniczego, która daje zatrudnienie ponad połowie pracujących w kraju. Rolnicy obawiają się strat i zdominowania agrykultury przez wielkie prywatne korporacje. Nowe prawo wprowadzane od września, zmniejsza rolę Komitetu Rynków Produktów Rolnych – pośrednika, który był gwarantem cen minimalnych i gdzie można było sprzedać na aukcjach wszelkie nadwyżki produkcyjne. Już wcześniej pojawiał się wobec niego społeczny sprzeciw, jednak w grudniu przybrał on na sile i rozlał się po większości kraju
Według premiera kraju, Narendra Modiego rolnicy będą mieli teraz bezpośredni dostęp do sieci spożywczych i decydowania o własnych cenach. Istnieje obawa, że w przypadku nadwyżki podaży te zostaną narzucone drobnym farmerom, przez wielkie korporacje żywnościowe. Według rządu, reformy są konieczne, by usprawnić anarchiczny proces, jednak w trakcie pandemii, gdzie wielu mieszkańców walczy o codzienny byt są one nie do przyjęcia, przez co Indie weszły w Nowy Rok z masowymi demonstracjami, które prawdopodobnie będą kontynuowane w styczniu.
W przypadku strajku, skutek protestów może być odczuwalny na światowych pólkach, jako że Indie są największym na świecie producentem przypraw, mleka, ryżu basmati i podobnych produktów rolnaych, a także potrzebnego w przemyśle odzieżowym jedwabiu.
Więcej:
https://edition.cnn.com/2020/12/01/asia/delhi-farmers-india-protests-intl-hnk/index.html
Tajska ksenofobia w obliczu pandemii
Pomimo niemal rocznych już protestów, Tajlandii udawało się dotychczas utrzymywać pandemię koronawirusa pod kontrolą. O nagły wzrost zakażeń w grudniu Tajowie obwiniają imigrantów z Mjanmy postępując wobec nich w dyskryminujący sposób.
Jeszcze w lutym ubiegłego roku, w Tajlandii rozpoczęły się protesty przeciwko monarchii w tym kraju, wyznaczając punkt zwrotny w historii kraju, gdzie król był dotychczas postacią niemal świętą. Masowe obostrzenia i zakazy zgromadzeń wynikające z zagrożenia epidemią nie zmniejszyły ich skali, co też nie doprowadziło do gwałtownego wzrostu zakażeń. Mimo trwających demonstracji i zarazy która w innych krajach załamała systemy zdrowotne, Tajlandia do grudnia odnotowała raptem 5 tysięcy przypadków i 60 zgonów przy 70 milionowej populacji.
Do nagłego wzrostu zakażeń doszło pod koniec miesiąca. Ich źródło zidentyfikowano na targowisku owoców morza w Bangkoku, gdzie w pracują głównie imigranci, przede wszystkim z sąsiadującej Mjanmy. Wprowadzono natychmiastowy lockdown zamykając szkoły i zlecając pracownikom biurowym pracę z domu.
Z uwagi na fakt, że wielu zakażonych to Mjanmarczycy z targowiska, Tajowie przypięli im łatkę winnych wybuchowi zarazy. W internecie dochodzi do częstej mowy nienawiści wobec nich, a na ulicy pojawiają się sytuacje, gdy odmawia im się wejścia do taksówki lub autobusu. Co prawda nie jest to jeszcze ogólnokrajowe zjawisko, to jednak pokazuje niebezpieczny trend wśród Tajów, którzy obwiniają obcokrajowców o przyniesienie choroby do kraju, nawołując często do odmowy ich leczenia i rozliczenia polityków którzy pozwolili im na wjazd.
Więcej:
Ambasada RP w Mongolii ponownie utworzona po latach
Jakub Kamiński
Po 11 latach braku obecności do Ułan Bator, stolicy Mongolii, wraca polskie przedstawicielstwo dyplomatyczne. Decyzja Ministra SZ Zbigniewa Raua z 8 grudnia 2020 r., wchodząca w życie 15 stycznia br. kończy tym samym okres braku funkcjonowania ambasady, który zaczął się w 2009 roku w wyniku motywowanej ekonomicznie reformy MSZ, prowadzącej do ograniczenia liczebności polskich placówek na świecie.
Data podjętej decyzji ma wymiar symboliczny, gdyż w 2020 roku przypadało 70-lecie nawiązania relacji dwustronnych między ówczesną Polską Rzeczpospolitą Ludową a Mongolską Republiką Ludową. Ponowne otwarcie ambasady zasadza się jednak na bardziej praktycznych przesłankach, gdyż Polskę z tym wschodnioazjatyckim państwem łączą perspektywiczne i wciąż rozwijające się relacje ekonomiczne. Wymiana handlowa jest daleka od zrównoważonej, z korzyścią na rzecz Polski. Według danych polskiego Systemu Wspomagania Analiz i Decyzji (SWAiD) import towarów i usług z Mongolii wyniósł w 2019 r. ponad 2,5 mln. $ (~550 tys. $ w 2010 r.), podczas gdy polski eksport wyniósł w tamtym roku prawie 60 mln. $ (~32 mln. $ w 2010 r.). Można zakładać, iż powrót Ambasady RP w Mongolii dodatkowo wspomoże dynamiczny wzrost powyższych wskaźników.
Więcej:
Kryzys konstytucyjny w Nepalu
W skutek konfliktów personalnych, w Nepalu doszło do rozwiązania parlamentu, czego konsekwencją będą przyśpieszone wybory. Opinia publiczna i znaczna cześć sceny politycznej nie uznaje jednak konstytucyjności tej decyzji i nie chce narażać kraju na dodatkowy koszt.
Na prośbę premiera Sharmy Olie’ego prezydent Nepalu, Bidhya Devi Bhandar rozwiązał parlament, czego skutkiem będą przyśpieszone wybory, które odbędą się na przełomie kwietnia i maja 2021 - ponad rok wcześniej niż było to pierwotnie przewidywane. Oli nie chciał podawać się do dymisji, by nie dopuścić do władzy sowich przeciwników politycznych, którzy mogliby uformować po nim nowy rząd.
Według umowy koalicyjnej z 2017 roku Oli miał się zrzec urzędu po 2,5 roku na stanowisku premiera na rzecz Pushpa Kamal Dahal. Decyzja Oli’ego spowodowała wściekłość nie tylko wśród opozycji i koalicjantów, ale również w szeregach jego własnej partii oraz wśród obywateli kraju, którzy wyszli protestować na ulice. Rozwiązanie parlamentu nazwana niekonstytucyjnym i kpiną z demokracji. Szeroka krytyka spadła również na prezydenta Bhandara, który wywodząc się ze środowiska Oli’ego uległ jego żądaniu.
Nepalska konstytucja zakłada bowiem, że parlament może zostać rozwiązany przez prezydenta jedynie kiedy parlament nie jest w stanie wybrać nowego premiera, który uformowałby nowy rząd. Pomimo personalnych konfliktów rządząca koalicja powinna bowiem przetrwać, przez co daje podstawy by kwestionować konstytucyjność ostatnich wydarzeń.
Nepalska gospodarka jest zdruzgotana przez katastrofy naturalne, pandemię i kompletny brak turystyki, która stanowiła ważną jej część. Kryzys konstytucyjny może sprowokować długotrwały konflikt polityczny w młodej i niestabilnej demokracji Nepalu. Przyśpieszone wybory nie spotykają się zadowoleniem opinii publicznej i przeciwnicy Oli’ego zrobią wszystko by do nich nie dopuścić, przywracając prace parlamentu i niekonstytucyjność jego rozwiązania. Koszty przeprowadzenia nowych wyborów szacuje się bowiem na około 475 milionów dolarów, podczas gdy zaszczepienie 30 milionowej populacji miałoby kosztować około 670 milionów.
Więcej:
https://www.dw.com/en/nepal-faces-political-turmoil/a-56053108
Gdzie jest Jack Ma?
Od czasu wstrzymania IPO Ant Group, Jack Ma nie był widoczny publicznie, ani nie pokazał się w żadnych mediach. Jego zniknięcie rodzi coraz więcej obaw co do związku sektora prywatnego w Chinach z aparatem państwa.
W listopadzie na kilkadziesiąt godzin przed mającym być największym wejściem na giełdę w historii, chińskie władze wstrzymały IPO Ant Grup – chińskiego giganta branży e-commerce i właściciela platformy sprzedażowej Alibaba. Stało się to wkrótce po wystąpieniu właściciela grupy, Jacka Ma w którym skrytykował chiński rząd o nadmierną regulację sektora finansowego. Oprócz prowadzenia platfromy e-commerce Ant Group dostarcza również szeroki wachlarz rozwiązań fintech poprzez system Alipay, pozwalający na bezgotówkowe transakcje oraz czerpanie pożyczek. To właśnie między innymi obawy o zbyt duży wpływ grupy Ant na chińskim rynku mogły skłonić władze w Pekinie do wstrzymania głośnego IPO. Więcej pisaliśmy o tym w podsumowaniu sprzed miesiąca.
Do owego krytycznego wystąpienia doszło pod koniec października. Tydzień później był widziany po raz ostatni na jednej z chińskich gali. Po wstrzymanym IPO Ma nie pojawił się na stworzonym przed siebie show telewizyjnym, Africa’s Business Heroes, gdzie co edycję oceniał pomysły biznesowe z Afryki.
Najbogatszy Chińczyk długo cieszył się w swoim kraju dużą popularnością i statusem filantropa, przez co przez internatów był często nazwany „tatusiem Ma”. W miarę upływu czasu jego popularność jednak malała i zaczęto go okrzykiwać okrutnym kapitalistom, w czym swój udział miała propaganda partyjna obawiająca się rosnącego na znaczeniu miliardera.
Z uwagi na jego szeroką rozpoznawalność, trwające obecnie postępowanie antymonopolowe przeciwko Ant Group, będące pokłosiem wstrzymanego IPO nie jest nagłaśniane w chińskich mediach. Jego wystąpienia i krytycyzm wobec władzy, mógłby storpedować działania mające na celu zwiększenie kontroli państwowej nad grupą, bądź jak uważają niektórzy, całkowicie przejęcie biznesu.
Istnieją pogłoski, że do czasu zakończenia sprawy, Ma nakazano nie opuszczać domu, jednak jego faktycznego stanu i miejsca w którym się znajduje nie można być pewnym. Jego zniknięcie jest stanowczym sygnałem Pekinu, że nawet będąc najbogatsza osoba w kraju nie może sobie kupić niezależności od partii i funkcjonuje tylko dzięki jej przyzwoleniu.
Więcej:
https://www.nytimes.com/2020/12/24/technology/china-jack-ma-alibaba.html
Redakcja: Tomasz Obremski